poniedziałek, 13 grudnia 2010


Czasami trzeba popełnić błąd, żeby zrozumieć jak źle jest z nami. Popełnić błąd i uświadomić sobie, że był błędem. Od kiedy powiedziałam na głos, że on jest mój - a tak naprawdę mój nie jest - zrozumiałam, że on już nigdy mój nie będzie. Zadrżałam z przerażenia. Zrozumiałam w jakiej ułudzie żyłam. Teraz nie mam już tych złudzeń. Wiem, że było ze mną źle. Nikt normalny, nie mówi że jest z kimś, jeśli tak naprawdę z nim nie jest, a tym bardziej jeśli nie widział go tyle czasu ile ja nie widziałam jego. Czy teraz jest dobrze? Nie wiem. Ale inaczej patrzę na swoje życie. Przeczytałam gdzieś, że kiedy facet kocha kobietę, z którą nie może być zalicza każdą inną by o niej zapomnieć. Kobieta zaś odstrasza każdego innego mężczyznę, gdy ten jedyny jest nieosiągalny... Ja odstraszałam. Ale nie chcę już odstraszać. On nie jest mój. Nigdy nie był. I nigdy nie będzie. Koniec. Kropka.


czwartek, 11 listopada 2010

Panie Boże, spraw żebym zmądrzała...


To taki dzień, gdy idę spać nie myjąc zębów. Bo jest mi totalnie wszystko jedno czy będą zdrowe i białe, czy brzydkie i popsute. Wcinam tony czekolady, śledzi, czipsów, ogórków kiszonych, fistaszków, mleka w proszku i innych zupełnie do siebie nie pasujących rzeczy. I wiesz co? Nie czuje się ani lepiej, ani (o dziwo) gorzej. Oglądam jakiś film. Wszystko jedno jaki. Im głupszy tym lepszy. Ważne, że coś do mnie gada. I tak się na nim nie skupiam. Odpływam gdzieś myślami i tyle. Zastanawiam się nad swoim popapranym życiem. Ile razy sprawdzałam pocztę mając nadzieję, że zobaczę na niej to, co chcę zobaczyć? Milion. Ile razy nic nie zobaczyłam? Dokładnie tyle samo.
Żyję sobie w dziwnej rutynie. Mam już tej rutyny dosyć. Kiedyś Ty przyszedłeś, skomplikowałeś moje życie i było mi lepiej. Wybiłam się z rutyny choć na chwilę. Co było potem? ... Czy było warto? ... 
Teraz siedzę sobie i walczę z wyrzutami sumienia. Podrywał mnie natrętny facet. Zapytał czy mam chłopaka. Powiedziałam, że mam Ciebie. Nienawidzę się za to. Jak mogłam tak skłamać? Dlaczego to musiało być kłamstwo z Tobą w roli głównej !? I dlaczego teraz piszę tu o tym zwracając się do Ciebie!? 
Mogę mówić never again a to i tak się powtórzy.

piątek, 5 listopada 2010

Nieznośna lekkość myśli

Wiesz co? Marzę o tym, żeby wstać rano za wcześnie, żeby mieć czas nas kawę, porządne śniadanie i gazetę. Tak sobie siedzieć, wyglądać przez okno i patrzeć jak budzi się miasto. Marzę o tym, żeby wzruszyć się przy jakiejś książce i czytać o wszystkim tym, co mnie interesuje. Uwielbiam czytać, bardziej pasjonującej rzeczy człowiek nie mógł wymyślić. Uwielbiam czytać, bo na prawdziwe czytanie nie mam czasu. 
Czasami lubię zastanawiać się nad dziwnymi rzeczami. Np. co dzieje się jak jest zmiana czasu? o której odjeżdżają pociągi i odlatują samoloty mające w rozkładzie odjazd czy wylot o 2:00?
Lubię też zastanawiać się nad rzeczami oczywistymi, takimi które są wokół mnie od zawsze. Jadąc metrem zastanawiam się, o czym teraz myślą ludzie siedzący obok mnie. Czasem patrzę na ich miny i z ich twarzy próbuję wyczytać ich myśli.
Uwielbiam gotować. Kocham nawet! Szczególnie w nocy. Gotuję i patrzę na światła za oknem, obserwuję samochody i puste tramwaje. Zaczynając pisanie tego bloga, gotowanie było dla mnie czarną magią. Teraz jest jednym z najbardziej fascynujących zajęć.
Ostatnio lekarz zapytał mnie co mnie relaksuje, gdyż żyję w dużym stresie i relaksu potrzebuję jak ryba wody. A więc piątkowy wieczór mnie relaksuje. Dlaczego? Dlatego, że jest piątkowym wieczorem. Jutro śpię dłużej. A może wstanę wcześniej, zejdę do sklepu po świeże bułki, zrobię sobie pyszne latte i poczytam gazetkę? Jeżeli marzenia same się nie spełniają, to trzeba im pomóc ;)
It's Friday night. I'm all alone. I need you. Now.

niedziela, 31 października 2010

 
Sara postanowiła zrobić coś ze swoim życiem. Poszła na imprezę z obcymi znajomymi (tak, znajomi też mogą być obcy). Poszła na zakupy, bo podobno kobietom to pomaga w trudnych chwilach. Czy jej pomogło? Chwilowo tak. Później pomyślała, że w ciągu godziny wydała tyle, ile zarabia przez pół miesiąca. Ale cóż, czasem tak trzeba. Zresztą pieniądze, to nie wszystko. Zaplanowała sylwestrowy wyjazd z trochę mniej obcymi znajomymi do całkiem obcego kraju. Zmieniła dietę na lepszą (czyt. zdrowszą). Przekonała się nawet do szpinaku. I jak na samotną kobietę w wielkim mieście przystało, odważyła się zapisać na kurs prawa jazdy. Juhu.

***

Rozmowa Sary z jedną z cioć :]

-Co tam słychać Saro? Jak żyjesz w tej Warszawie? - pyta ciocia pseudotroskliwym głosem, w którym słychać, że chodzi jej wyłącznie o tzw. "sprawy sercowe".
- Może być. Ostatnio zapisałam się na kurs prawa jazdy - sprytnie odpowiada dumna z siebie Sara.
- Na prawo jazdy? W Warszawie?! Dziecko! Życie Ci nie miłe?! - komentuje ciocia w tradycyjny dla siebie sposób.
- No wie ciocia, w sumie to ostatnio niezbyt miłe - odpowiada Sara, licząc na rychłe zakończenie rozmowy.
- Olaboga - kończy rozmowę ciocia.


poniedziałek, 4 października 2010


Rozsypałaś mnie.
Rozsypałam się.
I teraz leżę na zimnym chodniku.
Bezradnie.
Ludzie chodzą obok.
Nie widzą.
Ktoś obcy dał mi klej.
Posklejam swoje kruche ciało.
Posklejam swoją kruchą duszę.
A serce?
Jego nie umiem posklejać sama.
Nadal leży rozsypane.
Bez niego, nie mam siły wstać.

czwartek, 16 września 2010

Jesień zawsze przychodzi niespodziewanie.


Niespodziewanie i w najmniej odpowiednim momencie. Są jednak powody, dla których mogę ją lubić :)
  1. Lubię spać w milutkich skarpetkach. Latem to masochizm, a jesienią jak w sam raz.
  2. Nie muszę codziennie golić nóg :D Latem to obowiązkowa sprawa, jesienią długie spodnie ułatwiają życie.
  3. Czas na grzańce właśnie się rozpoczął. Grzane winko i fajny film w jesienne wieczory... Poezja :)
  4. Jak pojawia się słoneczny i ciepły dzień, to od razu to doceniam i mam dobry humor.
  5. Od dziecka lubię zbierać kasztany. Potem trzymać je w szufladzie pod łóżkiem - to podobno zdrowe ;)
  6. Kolorowe liście na drzewach wyglądają piękne.
  7. Lubię dźwięk deszczu.
  8. Jesień pachnie.
  9. No i te grzyyybyy.
  10. Jesienią się urodziłam.

***
Na angielskim grałam z dzieciakami w grę polegającą na wzajemnym zadawaniu sobie pytań. W pewnym momencie dziewczynka zapytała mnie: What's your best friend's name?
No właśnie... What's my best friend's name? Ostatnio to trudne pytanie.

piątek, 10 września 2010

Nigdy nie paliła. Nienawidziła tego. Nawet nie wiedziała dokładnie jak to się robi. Założyła kurtkę i zeszła do sklepu po paczkę papierosów. Wróciła na balkon. Myślała, że dymem zadusi smutek, żal, rozczarowanie... Myślała, że jak zapali poczuje się gorzej fizycznie i psychiczny ból wyda się mniejszy...
Nie udało się. 


Tak bardzo chciała być zwyczajnie szczęśliwa.


Zgubiłam dziś szalik, który dostałam od Ciebie. I zamiast się zmartwić, ucieszyłam się że tak po prostu straciłam jedną rzecz, która mi o Tobie przypomina... Może jednak los sam o mnie dba.


There's no smoke without fire.
Baby, baby you're a  l  i  a  r.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Zawsze jak wieczorem nie mogę zasnąć przychodzi mi do głowy mnóstwo rzeczy, które chciałabym zapisać. Moje myśli układają się wtedy w zgrabne frazesy i napływają w ogromnych ilościach. Niestety kiedy budzę się rano to zazwyczaj żadna z nich już nawet cichutko się nie odzywa. 
Jednak pamiętam, że ostatniej nocy myślałam o kłodach pod nogami. Jakoś tak już mam, że mało rzeczy w życiu mi się tak po prostu udaje. Zazwyczaj muszę się bardzo napracować, żeby dostać to, co inni mają ot tak. I nie piszę tego dlatego, żeby się nad sobą poużalać tylko dlatego, że naprawdę tak jest. Czasami już nie mam siły pokonywać tych wszystkich przeciwności losu. Teraz właśnie jest taki moment, że już nie mam siły. Naprawdę staram się nie poddawać i walczyć, ale jak tylko przeskoczę jedną "kłodę" za dwa metry jest następna.
To chyba u mnie rodzinne. Od taty nauczyłam się, że przeszkody trzeba pokonywać i że zawsze one będą, bo takie jest życie. Jemu też one towarzyszą nieustannie. Ale nie poddaje się i buduje swój świat dosłownie i w przenośni.
Jak mam jakiś problem, to nie umiem przestać o nim myśleć. Naprawdę mało dobrego mnie w życiu spotyka, zawsze coś jest nie tak. Nigdy nie mogę się cieszyć z czegoś w pełni. Mam różne problemy ze zdrowiem i jak z jedną rzeczą jest lepiej, to inne zaczynają dokuczać. Jednak zdrowie najważniejsze. Może gdybym mogła się nim w pełni cieszyć, byłoby łatwiej.

***

Kolejny raz zawiodłam się na Przyjaciółce. To chyba już rutyna. Ile razy można się na kimś zawieść? Nie wiem. Ale ja już na niej się nie zawiodę. Bo już nigdy nie będę na nią liczyć. Jest mi smutno z tego powodu, bo teraz kiedy mam tyle problemów jak zwykle nie ma jej przy mnie. Właściwie to nigdy jej przy mnie nie było i zawsze musiałam wypłakiwać się do pustych czterech ścian. Tak mało jest teraz ludzi, na których można polegać.


sobota, 14 sierpnia 2010

Co gorsze?

Miłość nieodwzajemniona czy brak miłości w ogóle?
Samotność czy związek bez miłości?
Brak wolnego czasu czy jego nadmiar?
Ostre mrozy czy ogromne upały?
Zrobić coś i później tego żałować czy nie zrobić nic i też później żałować?



środa, 11 sierpnia 2010

Dziwactwa

Nie lubię prosić ludzi o pomoc. A szczególnie nie lubię prosić o pomoc mężczyzn. To taka dysfunkcja osobowości. Czasami nie ma innego wyjścia, bo jestem zbyt słaba, mała i bezradna.  Tak czy siak, zawsze mam wyrzuty sumienia, gdy o coś proszę. 
Ma to miejsce zazwyczaj w pociągu czyli często, bo (na moje nieszczęście) często mam okazję korzystania z usług PKP. Moja walizka  zazwyczaj nie dość że wielgachna to i ciężka. Ledwo jestem w stanie ją unieść. No i prędzej czy później nadchodzi ten upokarzający moment kiedy trzeba podjąć niezdarną próbę położenia jej na górnej półce, żeby nie przeszkadzała innym. I wtedy musi mieć i ma miejsce jedna z dwóch sytuacji: albo ktoś jest tak miły, że sam oferuje swoją pomoc (chwała, cześć i uwielbienie dla takich ludzi), albo trzeba kogoś PROSIĆ. I tu bywa różnie. Albo ktoś z niesmakiem na twarzy pomaga, albo zachowuje się bezproblemowo i pomaga jakby to była drobnostka. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby ktoś stwierdził że w tej sytuacji nie może mi pomóc, ale i tak mam wrażenie jakbym wykorzystywała ludzi, zakłócała ich (i tak niezbyt miłą, jeśli o PKP mowa) podróż.
Sama lubię pomagać. Już kiedyś wspominałam na tym blogu, że sprawia mi to przyjemność. I staram się to robić, zawsze kiedy mogę. Ale jakoś nie mogę sobie wyobrazić, że jest na tej ziemi człowiek, a już tym bardziej człowiek płci męskiej, który ochoczo by mi pomagał.
Nie lubię też zadawać ludziom pytań. W szkole nigdy się nie odzywałam publicznie, nawet jeśli miałam jakieś pytanie. Wszystkie moje wątpliwości wydawały mi się głupie. I tak zostało. Wielu rzeczy nie rozumiem, ale nie pytam. Nie umiem pytać. A już na pewno nie potrafię zadawać ludziom tzw. pytań o sprawy osobiste. Podziwiam wszystkie moje ciotki, które to potrafią i nagminnie ćwiczą na mojej osobie ;D Zresztą ja nie jestem wyjątkiem, one tę umiejętność ćwiczą na wszystkich znajomych i obcych ludziach.
Dzisiaj musiałam poprosić kogoś o pomoc i do tego o coś zapytać. Zrobiłam to! Nawet nie było tak strasznie. Choć ani pomocy, ani odpowiedzi na pytanie jeszcze nie otrzymałam.
Czuję, że dzisiaj nie zasnę. Będę rozkminiać to, czy dobrze zrobiłam, czy nie...
Ech... Saro, co z Ciebie wyrosło.

wtorek, 3 sierpnia 2010

11 stron

Nadszedł ten dzień, kiedy opiszę całą najsmutniejszą historię mojego życia. Miało być pozytywnie, wiem. Ale teraz już mogę to zrobić bez zalewania klawiatury łzami. I myślę, że poczuję się lepiej... 
11 stron ze 115. Tyle zająłeś w moim życiu. 11 stron mojego pamiętnika, który prowadzę od 5 lat. Teraz tych stron już nie ma. Bezpowrotnie. Teraz mój pamiętnik jest krótszy o 11 stron. I jestem spokojniejsza o te 11 stron i mądrzejsza o te 11 stron. Szczęśliwsza o te 11 stron nie jestem, ale bardziej doświadczona, silniejsza, cierpliwsza...
Pierwszy raz spotkaliśmy się prawie 4 lata temu nawet ze sobą nie rozmawiając. Ty byłeś chłopakiem przebojowym, przystojnym i takim, o którym każda dziewczyna mogła marzyć. Ja byłam szarą myszką, która nawet o Tobie nie marzyła, nie myślała, nawet Cię nie brała pod uwagę... A tu pewnego dnia poznaliśmy się tak naprawdę. Zaprosiłeś mnie na spacer. W głowie miałam mętlik. Ty i ja na spacerze? No dobra pójdę, a co. Wiedziałam, że niedługo wyjeżdżasz. Powiedziałeś, że od dawna chciałeś mnie poznać. Mówiłeś dużo miłych rzeczy, takich których nikt nigdy nie mówił, takich których nie spodziewałam się usłyszeć. Później powiedziałeś, że jesteś w trakcie rozstania. To mnie zdziwiło, może nawet zabolało. Spotykaliśmy się jeszcze jako zwykli znajomi przez kilka następnych dni. Najlepszych kilka dni w moim życiu. Chciałeś mnie pocałować, ale ja powiedziałam, że pozwolę Ci dopiero jak będziesz pewien, że jesteś sam. Nie miałam w zwyczaju niszczyć czyichś związków. Po 20 dniach od naszego spaceru wyjechałeś.  Wiem, że musiałeś wyjechać, ale czułam jak rozpadam się na milion malutkich kawałeczków, bo tak bardzo chciałam się z Tobą choć na chwilę spotkać. Dowiedziałam się, że wyjechałeś z nią. Zresztą sam mi o tym powiedziałeś. Niczego już nie rozumiałam. Później powiedziałeś mi, że już nie jesteście razem. Tak się złożyło, że wyjechaliście razem, ale to nie miało znaczenia... I tak Cię nie było. Byłeś tysiące kilometrów stąd. Byłam zła na siebie, że się w coś takiego wpakowałam. Na Ciebie nie umiałam być zła, mimo że dałeś mi setki powodów, żebym była. Było mi wstyd, że jestem taka głupia. Jak mogłam zakochać się w chłopaku, który zaraz wyjeżdża i w dodatku ma dziewczynę... Byłeś największym błędem w moim życiu. Próbowałeś mnie przeprosić i namówić na wspólne wakacje. Nie zgodziłam się, później żałowałam. Później założyłam tego bloga, w którym miałam o Tobie nie pisać i wszystko sobie jakoś w głowie poukładać i zapomnieć. Czy się udało...?  Minęło już 3 lata. Teraz wiem, że znalazłeś kolejną miłość. Nie wiem kim dla Ciebie byłam. Nie wiem, co naprawdę do mnie czułeś. Nie wiem jak długo o mnie pamiętałeś. Nie wiem jak mogłam być taka głupia. Nie chciałam na Ciebie czekać, ale na Ciebie czekałam.
Teraz jestem niezdolna do miłości, bo po pierwsze każdego porównuję do Ciebie, a po drugie myślę, że już nikomu nie zaufam.
Czas nie leczy ran, tylko sprawia, że przyzwyczajamy się do bólu jaki one powodują. Ja do bólu już się przyzwyczaiłam. Teraz czas na coś więcej...

Halina Poświatowska "Koniugacja"
ja minę
ty miniesz
on minie
mijamy
mijamy
woda umyła liście olszynie

nad wodą
olszyna
czerwona
zmarzła moknie
mijam
mijasz
mija
a zawsze tak samotnie

minąłeś
minęłam
już nas nie ma
a ten szum wyżej
to wiatr
on tak będzie jeszcze wieczność wiał

nad nami
nad wodą
nad ziemią

poniedziałek, 26 lipca 2010

Pozytywnie!

Nie wiem dlaczego, ale jakoś tak czuje, jakoś tak jestem pewna, że będzie dobrze. Czuję się szczęśliwa, choć mam tylko to, co miałam. Postanowiłam o tym tutaj napisać, bo w moim przypadku to dziwne uczucie. Jedno, czego teraz chcę, to to żeby ono nadal trwało.


Jonasz Kofta 

Co to jest miłość
Nie wiem
Ale to miłe
Że chcę go mieć
Dla siebie
Na nie wiem
Ile

Gdzie mieszka miłość
Nie wiem
Może w uśmiechu
Czasem ją słychać
W śpiewie
A czasem
W echu

Co to jest miłość
Powiedz
Albo nic nie mów
Ja chcę cię mieć
Przy sobie
I nie wiem
Czemu 

wtorek, 6 lipca 2010

Ten blog ma ponad rok

Rok temu zdecydowałam się założyć tego bloga. Pamiętam doskonale w jakim byłam stanie. Moim życiem zaczęło rządzić prawo czarnej serii. Bardzo zawiodłam się na przyjaciółce, miał miejsce wypadek bliskiej mi osoby, do tego doszły przynajmniej dwa problemy uczuciowe, problemy rodzinne, zupełnie nieudany wyjazd wakacyjny który nie powinien się odbyć, depresja jednej z otaczających mnie osób. To wszystko złożyło się na najgorsze wakacje w moim życiu. Ten blog miał mi pomóc, bo byłam zupełnie sama i wszystko mnie przerastało. Dałam radę.
I teraz, choć moje życie jest nadal zupełnie niewyjątkowe, chyba jest nieco lepiej. Co prawda nadal gubię zimne łzy zbyt często, ale takie jest życie. Oczywiście w moim życiu tak ogólnie nic się nie zmieniło. Tak jakby ten rok trwał jeden dzień. Mało było dobrych chwil, ale jednak jakieś były. Chciałabym myśleć pozytywnie i stać się optymistką. Jednak niestety narazie tak nie będzie. Ale staram się. Mimo wszystko, uważam że jestem silną kobietą, bo ze wszystkim radzę sobie sama. Okazuje się, ze jest wokół mnie coraz mniej osób godnych zaufania, a coraz więcej takich ludzi, którzy chcą mnie po prostu wykorzystać. Mało kto słucha, mało kto widzi.
Jestem, żyję sobie. Taka szara i cicha osóbka. Nikt nawet nie podejrzewa co jest w mojej głowie.


Dziękuję wszystkim, którzy w jakiś sposób byli ze mną przez ten rok :)

czwartek, 17 czerwca 2010

Czekanie.

Życie składa się z czekania. 
Na autobus. 
Na wiosnę po zimie. 
Na telefon. 
Na wiadomość. 
Na miłość. 
Na weekend.
Na wakacje.
Na początek i na koniec czegoś. 
Na narodziny dziecka.
Starsi ludzie czekają na śmierć, na życie w lepszym świecie. 
Czekanie to marzenia. Przecież nie czekamy na nic przykrego, ale na piękne chwile. 
Czekanie to nadzieja na lepszą przyszłość, bo czekając myślimy o tym dobrym co nas czeka. 
Czekanie to cierpliwość, bo każda minuta oczekiwania wydaje się wiecznością. 
Czekanie to radość, że coś nadejdzie i smutek, że jeszcze nie nadeszło.
Czekanie to życie, a życie to czekanie. 

Chciałoby się pstryknąć palcem i wszystko mieć. Na nic nie czekać. Ale właśnie to czekanie nadaje życiu sens. Przecież nie można mieć wszystkiego ot tak. Trzeba umieć czekać i walczyć o to co dla nas ważne. Ten kto się podda, przegrywa życie. Błogosławieni cierpliwi i wytrwali... 
Trzeba jednak wiedzieć, kiedy przestać czekać. Są bowiem na świecie rzeczy, są ludzie na których czekać nie warto... Ale czy samo to czekanie, nie czyni naszego życia piękniejszym??

niedziela, 23 maja 2010



Jestem mistrzynią kamuflażu. Potrafię jak nikt ukrywać swoje uczucia. Właściwie to nic w życiu nie wychodzi mi tak dobrze jak to. Czasami nawet wydaje mi się, że ukrywam je przed samą sobą. Umiem udawać, że wszystko jest ok - i to najbardziej wtedy kiedy jest najdalej od ok. Tak jak w pewnej piosence "makijaż jak zawsze by ślady łez zatrzeć, niech nie widzą że płaczę". Jak wiele można w życiu ukryć, jak wiele można udawać, jakim można być świetnym aktorem nie mając kompletnie zdolności czysto aktorskich...


 Życie zmusza mnie do udawania. Gdybym nie udawała, musiałabym się poddać. Usiąść i płakać i nie wstawać, nie ruszać się z miejsca, spać a raczej znowu udawać że śpię, bo ileż można leżeć na skrawku materaca i czekać na błogosławione znużenie, które doprowadzi do snu.
Jak wytłumaczyć ludziom to, co dzieje się w mojej głowie, kiedy ja sama tego nie rozumiem. To jest we mnie złe, to moja wada... Nie umiem mówić o swoich uczuciach, tłumię je w sobie głęboko, tak bardzo że aż zaczyna mnie boleć. (Co Cię boli Saro?) Nie wiem jak wytłumaczyć ten ból, on jest w środku, w głowie, w żołądku, promieniuje... czasem ustaje, a raczej udaje że ustaje tylko po to, żeby za chwilę znowu wrócić w najmniej stosownym momencie.

Na sytuacje stresowe reaguję śmiechem. O tak! Śmieję się w najmniej odpowiednich momentach. Przecież negatywne emocje muszą jakoś się wydostać... a że w taki "śmieszny sposób" się wydostają no to cóż poradzisz...
Żyje dalej, jakoś. Z tymi wszystkimi emocjami, myślami i łzami. "Never give up" jak mawiał mój kolega. Tylko że ja codziennie give up. Ale jeszcze mam siłę, może jakieś powody, resztki motywacji żeby wstawać z łóżka i uśmiechać się kiedy potrzeba.

***

Rozmowa usłyszana (podsłuchana szczerze mówiąc) w autobusie chłopaka i dziewczyny z widoczną depresją (tak, depresja może być widoczna):
Chłopak: To co ty musisz brać tabletki na szczęście? Hehe.
Dziewczyna: Michał ciszej. Muszę.
Chłopak: Hehe. Ale podobno po takich tabletach to jest większe pragnienie. Też tak masz?
Dziewczyna: Ja w ogóle nie mam pragnienia... Na nic nie mam pragnienia.



***
Barbara Rosiek
byłam mistrzynią kamuflażu
a kiedy powiedziałam prawdę
wyśmiano mnie poniżono
dlatego dalej podróżuję
w głąb siebie by odnaleźć sens
kiedy zawiódł przyjaciel
zabrał tożsamość zabił duszę
a ja okaleczam ciało
jakbym chciała z siebie
wyrzucić serce i trzewia
a mózg produkuje bełkot
dlatego nie można się
ze mną porozumieć
nawet ja wierzę w swoją winę
nie ma już

środa, 12 maja 2010

Myśli wiosenne.

Sara nie umie modlić się za siebie. Chyba nadal nie wierzy, że gdy to robi, to Bóg słucha. Wie natomiast, że jeśli modli się za innych, to przynosi to efekty. Modliła się za R. Modliła się o cud, bo tylko cud mógł sprawić, że odbije się z dna na jakim przez długi czas leżał. Cud się stał. Teraz R. (nie wiedząc o tym, że Sara modliła się za niego) modli się za nią i za wielu innych ludzi. Czując wewnętrzną radość, satysfakcję i nadzieję, że być może to jej modlitwa przyczyniła się do zmiany życia R. na lepsze, Sara postanowiła znaleźć kolejną osobę w swoim otoczeniu, za którą będzie modlić się tak długo, aż stanie się kolejne dobro. Stwierdziła, że jest taka osoba (dalej na potrzeby tego bloga nazywana Kuzynem). Modli się za niego już od jakiegoś czasu, bo wie jaki czuje się samotny. Widzi w jego oczach, że nie ma ochoty żyć. Wie, że jest dobrym człowiekiem. 

***

Kilka lat temu Sara rozmawiała z koleżanką. Koleżanka opowiadała jej o swoim chłopaku i o tym jaka jest szczęśliwa. Mówiła jak płacze ze szczęścia, kiedy on do niej mówi. Sara pomyślała wtedy, że chciałaby kiedyś zapłakać ze szczęścia, zobaczyć jak to jest. Od tamtego czasu to jest jej największe marzenie.

***

Jakiś czas temu Sara miała sen. Śniło jej się, że Kuzyn jest bardzo szczęśliwy, że uśmiecha się i mówi o swojej radości. Sen był piękny i realistyczny. I wtedy Sara przebudziła się i pierwszy raz w życiu zapłakała ze szczęścia.

piątek, 16 kwietnia 2010

W takie dni jak te...

... przekonujemy się jak kruche jest ludzkie życie. 
Nikt nie pozostaje obojętny.
Przechodzą nas ciarki, a do oczu napływają łzy.
Jak ważna jest każda sekunda i ile może ona zmienić. 
Ludzie doceniają ludzi dopiero gdy ich nie ma.
Nie warto odkładać ważnych rzeczy na potem.
Tego potem może przecież nie być.


Myśli spływają do głowy.
Rodzą się same i rosną, mnożą się raptownie.
Jest ich tak wiele, że brak słów aby je wyrazić.
Czy da się ubrać w słowa smutek, żal, przerażenie czy ból...

I znów pytanie, czy wszystko w życiu ma sens...
Pozostaje tylko modlitwa.
POKÓJ ICH DUSZOM.


Polecam artykuł Szymona Hołowni, który ostatnio przeczytałam i z którym się zgadzam. Sama na pewno nie wyraziłabym swoich myśli lepiej, mimo że takie właśnie myśli w głowie mam. Oto link: http://www.redakcja.newsweek.pl/Tekst/Polityka-Polska/536057,Jest-mi-wstyd.html

niedziela, 4 kwietnia 2010

Sara obudziła się dziś z uczuciem zażenowania. Musiało śnić jej się coś dziwnego. Leżała przez chwilę na łóżku i wpatrując się w irytującą plamkę na ścianie, która została na niej po zabiciu komara, próbowała przypomnieć sobie swój sen. Jednak jedyne co sobie przypomniała, to fakt, że wieczorem nie mogła zasnąć bo męczyły ją myśli... Myślała o swoim perfekcjonizmie, który tak bardzo utrudniał jej życie. Nawet plamka na ścianie potrafi ją frustrować. Sara wie, że jej życie nie jest idealne. Jest świadoma swoich wad aż za bardzo. Nie umie zaakceptować żadnej swojej pomyłki, każdy błąd rozpamiętuje godzinami, a nawet dniami (właściwie nocami) i miesiącami. Nie umie sobie powiedzieć po prostu: "Mam to gdzieś". Martwi się za siebie i za innych. Kiedy każdy już śpi ona wyrzuca sobie, że podczas np. jakiejś prezentacji zrobiła błąd językowy, który na pewno każdy zauważył... Mimo, że wie że na ogół ludzie są normalni i nie przywiązują wagi do takich spraw. Ona nie umie tej wagi nie przywiązywać. Będzie leżeć sama w tym równiuteńko zasłanym łóżeczku, nakryta tą świeżo wypraną pościelą i się dobijać. O dżizaz.

poniedziałek, 8 marca 2010

O wszystkim i o niczym


Są dwa miejsca, do których Sara chodzi gdy jest jej źle. Pierwszym z nich jest pusty kościół, drugim biblioteka. Ponieważ jakiś czas temu straciła umiejętność modlenia się, teraz  do kościoła chodzi żeby pomyśleć, albo po to żeby przestać myśleć. Po prostu usiąść na zimnej ławce, spojrzeć na sufit pokryty freskami i zapomnieć, że tuż za otaczającymi murami jest ten okrutny, brudny, zagoniony świat. Czasami myśli coś do Pana Boga i pyta go o różne rzeczy. Nigdy nie udało jej się usłyszeć wyraźniej odpowiedzi. Podobno Bóg nie daje nam takich odpowiedzi jakie chcemy usłyszeć, ale takie jakich potrzebujemy. Więc pewnie i jej nie pomija i odpowiada szeptem, tylko Sara nie umie go słuchać.  
Sara chce wierzyć w Boga, bo czasami to on jest jedyną osobą na którą może liczyć. Jednak to wszystko nie jest takie proste.
Do biblioteki Sara chodzi, bo lubi zapach starych książek i szelest kartek. Siada w zacisznym kąciku i czytając przenosi się do innego świata. Choć na chwilę.

Uwielbia spać. Zawsze pragniemy tego, czego nie mamy, a że Sara po pierwsze ma problemy z zasypianiem, po drugie mało czasu na sen,  bardzo docenia każdą chwilę w której uda jej się śnić. Jej sny są dziwne, sama ich nie rozumie. Ale są też piękne, więc Sara wierzy że stanowią  dla niej rekompensatę rzeczywistości.

15 minut. Dokładnie tyle Sara zupełnie przypadkiem spędziła dziś w towarzystwie R.
7 - dokładnie tyle razy R. powiedział "yhm". (Sara tego nie cierpi. Cóż to w ogóle za słowo.)
10 - mniej więcej tyle zdań powiedział R.
100 - mniej więcej tyle zdań wypowiedziała Sara, żeby nie dopuścić do krępującej ciszy.
No cóż panie R... Nie umiemy ze sobą milczeć, a gdyby nie mój bełkot robilibyśmy to cały czas.

piątek, 19 lutego 2010

Myśli nieprzemyślane.

Chciałam wreszcie napisać na tym blogu coś naprawdę optymistycznego. I tak już od jakiegoś czasu czekam aż wydarzy się coś takiego, co zainspiruje mnie do 'myśli pozytywnych'. Starałam się bardzo. Nie wyszło. 

Ten blog ma być miejscem, gdzie niczego nie udaję, gdzie zapisuję swoje myśli bez upiększeń, ubarwień. Ma być inny niż codzienne życie, w którym w gruncie rzeczy uśmiecham się często, bo łatwiej powiedzieć ludziom, że wszystko jest w porządku i uśmiechnąć się, niż opowiedzieć wszystko, co doprowadza mnie do łez. Choć ostatnio płaczę rzadko. Właściwie to wcale nie płaczę. Doszłam do wniosku, że już nie umiem. Może tak właśnie ma być, że wypłacze się cały zapas łez jaki przysługuje przeciętnemu człowiekowi i później już traci się tą umiejętność. Umiejętność, jakby na to nie spojrzeć, bardzo ważną, gdyż wraz z łzami wypływają z nas zbędne emocje. Skoro więc ja już nie płaczę, to wszystkie te emocje są we mnie, co oznaczać może tylko tyle, że kiedyś wybuchną. I znając życie wybuchną pewnie w najmniej odpowiednim momencie. Ale cóż tak bywa. A ja do wypłakania się zmusić nie umiem. Nie pomaga odpowiednia (zdawałoby się) muzyka, nie pomagają wzruszające filmy ani książki. Nie umiem płakać i już.


Najszczęśliwszym okresem w moim życiu było dzieciństwo. Chciałam być wtedy tajnym agentem, który może wszystko. Myślałam, że Piotruś Pan, to pan Piotruś i zastanawiało mnie dlatego ktoś przestawił kolejność wyrazów w tytule tej bajki. Ale przyjęłam do wiadomości, że tak ma być i już. Dziwiło mnie, że na lekarstwach jest napisane, że są "wydawane z przepisu lekarza" i myślałam, że jak będę już tym tajnym agentem, to na pewno dostanę książkę kucharską z przepisami na wszystkie leki i będę mogła wszystkich wyleczyć. Myślałam też, że od całowania i przytulania można zajść w ciążę i bałam się, że po Wigilii czy urodzinach urodzę dziecko, bo wtedy jak wiadomo wszyscy się przytulają i całują. To były czasy. Dzisiaj wydaje mi się, że już nic mnie w życiu nie zdziwi, a i tak co jakiś czas życie zaskakuje. Niestety zazwyczaj w niezbyt miły sposób.


H. Poświatowska

Jestem Julią
mam lat 23
dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
wzmogła
rytm serca
rozdrażniła
mój żywy organizm
rozkołysała zmysły
odeszła

Jestem Julią
na wysokim balkonie
zawisła
krzyczę wróć
wołam wróć
plamię
przygryzione wargi
barwą krwi
nie wróciła

Jestem Julią
mam lat tysiąc
żyję

środa, 27 stycznia 2010

Myśli znalezione.





"Przy nadpalonych mostach. Gdzieś między wierszami.
Na skrzyżowaniu słów. Niewypowiedzianych."

 

"Bo Eljot miał być jak antrakt między pierwszym a drugim aktem opery. Ja wtedy piję najlepszego szampana, jakiego mają w barze. Jeśli mnie na to nie stać, to zostaję w domu i słucham płyt. On miał być jak ten szampan. Tylko na przerwę. Miał uderzyć do głowy. Miał smakować i miał wywołać ten rausz na następny akt. Aby muzyka była jeszcze piękniejsza.
Eljot był taki. Jak najlepszy i najdroższy w barze szampan. Oszołomił mnie. Potem miała być jeszcze druga przerwa. A potem koncert miał się skończyć, i szampan też. Ale tak nie było. Po raz pierwszy w życiu z całej opery najlepiej zapamiętałam przerwę między pierwszym i drugim aktem. Ta przerwa tak naprawdę nigdy się nie skończyła. Zdałam sobie z tego sprawę dzisiaj rano w tym klubie. Głównie dzięki zmysłom wyostrzonym czwartym dniem głodówki i czwartej szklance guinnessa."

























"opowiedziałabym ci o nim wszystko, ale wtedy ty także byś się w nim zakochała".

"nie było Cię tak długo, że przestałam liczyć dni".

"za oknem -5, piszę Twoje imię na pokrytej szronem szybie, dzisiaj nie lubię wszystkiego"




"Może kiedyś powiem Ci jakie lubię wino."


"Nadchodzi niezręczny moment wahania: jaki pocałunek wymienić na powitanie."



"I dlaczego mimo wszystko komplikuję sobie życie,
Czemu skrywam wciąż przed Tobą, coś co pragnę Ci wykrzyczeć…"



"dlaczego wspomnień nie można się pozbyć tak szybko jak brudu? powinni wymyślić vanish - różową siłę do plam na psychice."


"Może za kilka lat miniemy się na chodniku, a nawet nie będziemy wiedzieć, że to My, a może będzie tak, że się do siebie uśmiechniemy, spojrzymy na siebie ze zdziwieniem i po chwili pójdziemy dalej, jakby nic się nigdy nie stało. Może być też tak, że wpadniemy w sobie w ramiona i odnajdziemy gdzieś to szczęście, którego szukamy. Może będziemy sobie obojętni. Może nie będzie już któregoś z nas. Może zapomnimy. Może będziemy mieć się cały czas w głowach. Chęć odnalezienia pozostanie w nas gdzieś. Może być tak, że poznamy się na nowo kiedyś, gdzieś i pokochamy. Może.."
 

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Myśli sesyjne.

18:51

Dziesiąte podejście do książek...   

Statut spółki komandytowo-akcyjnej powinien zawierać: firmę i siedzibę spółki, przedmiot działalności spółki, czas trwania spółki... Ciekawe co on teraz robi... oznaczenie wkładów wnoszonych przez każdego komplementariusza oraz ich wartość... Po co o nim myślę.. Skup się! Skup! wysokość kapitału zakładowego, sposób jego zebrania, wartość nominalną akcji i ich liczbę ze wskazaniem, czy akcje są imienne, czy na okaziciela Może on teraz też ma sesję... liczbę akcji poszczególnych rodzajów i związane z nimi uprawnienia, jeżeli mają być wprowadzone akcje różnych rodzajów... Musze posprzątać... akcje różnych rodzajów... nazwiska i imiona albo firmy komplementariuszy oraz ich siedziby, adresy albo adresy do doręczeń... A może do niego napiszę... organizację walnego zgromadzenia i rady nadzorczej, jeżeli ustawa lub statut przewiduje ustanowienie rady nadzorczej... A może on napisze... Ech..








Podobno dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Ale rzeka przecież cały czas płynie, a woda w niej się zmienia. Właściwie to ja nigdy do żadnej rzeki nie weszłam. Raz byłam blisko. Ale skończyło się na tym, że przeszłam nad nią wąską i chwiejną kładką, prawie z niej spadając... i to w czasie burzy, gdy poziom jej wód niebezpiecznie wezbrał, a jej kropelki zmoczyły moją twarz do złudzenia przypominając łzy...

  

czwartek, 7 stycznia 2010

Myśli noworoczne.




Rok 2009 skończył się 7 dni temu. W sumie nawet tego nie zauważyłam. Był to zły rok. Rok łez, niedopowiedzeń, smutku i wielu nieszczęść. Kiedyś nadejście nowego roku, oznaczało dla mnie robienie postanowień. Był to zawsze jakiś przełom, który trwał tylko chwilę, a później i tak wszystko okazywało się jedynie szarą rzeczywistością, postanowienia były zbyt doskonałe, żeby je spełnić. Kiedyś zawsze na początku roku czytałam horoskopy i wierzyłam, że się spełnią. Teraz, żyjąc już parę dobrych lat, zauważyłam, że wszystkie horoskopy na każdy następny rok brzmią dla mnie tak samo: drobne problemy, z którymi sobie poradzisz w pierwszej połowie roku, wielka miłość w drugiej...
Chciałabym, żeby nowy rok wnosił w moje życie coś więcej niż tylko zmianę daty. Postanowień już nie robię, bo wiem że żadne przysięgi typu, że nie będę jeść po nocach, będę uprawiać jogging i zdrowo się odżywiać i tak nie mają szansy na spełnienie, bo moje życie jest zbyt szybkie, zbyt nerwowe, zbyt niepoukładane. Właściwie, to moje zachowanie jest kierowane tym co w psychoanalizie nazywa się fetyszystycznym wyparciem: "Je sais, mais quand meme" (Wiem, ale mimo wszystko). Nawet jeśli znam katastrofalne skutki swojego zachowania (czy myślenia) już zanim coś zrobię, to i tak to robię, a potem żałuję. Nie umiem dotrzymywać obietnic, które sama sobie składam. Nie umiem skierować swoich myśli na takie tory, które prowadziłyby być może do szczęścia. Wjeżdżam nimi w tunele, w których światełko prawie zawsze okazuje się tylko pociągiem pędzącym wprost na mnie. Jestem uzależniona od pewnych myśli. Chciałabym, żeby ktoś tak po prostu wszedł do mojej głowy i je stamtąd zabrał. Na zawsze.