środa, 27 stycznia 2010

Myśli znalezione.





"Przy nadpalonych mostach. Gdzieś między wierszami.
Na skrzyżowaniu słów. Niewypowiedzianych."

 

"Bo Eljot miał być jak antrakt między pierwszym a drugim aktem opery. Ja wtedy piję najlepszego szampana, jakiego mają w barze. Jeśli mnie na to nie stać, to zostaję w domu i słucham płyt. On miał być jak ten szampan. Tylko na przerwę. Miał uderzyć do głowy. Miał smakować i miał wywołać ten rausz na następny akt. Aby muzyka była jeszcze piękniejsza.
Eljot był taki. Jak najlepszy i najdroższy w barze szampan. Oszołomił mnie. Potem miała być jeszcze druga przerwa. A potem koncert miał się skończyć, i szampan też. Ale tak nie było. Po raz pierwszy w życiu z całej opery najlepiej zapamiętałam przerwę między pierwszym i drugim aktem. Ta przerwa tak naprawdę nigdy się nie skończyła. Zdałam sobie z tego sprawę dzisiaj rano w tym klubie. Głównie dzięki zmysłom wyostrzonym czwartym dniem głodówki i czwartej szklance guinnessa."

























"opowiedziałabym ci o nim wszystko, ale wtedy ty także byś się w nim zakochała".

"nie było Cię tak długo, że przestałam liczyć dni".

"za oknem -5, piszę Twoje imię na pokrytej szronem szybie, dzisiaj nie lubię wszystkiego"




"Może kiedyś powiem Ci jakie lubię wino."


"Nadchodzi niezręczny moment wahania: jaki pocałunek wymienić na powitanie."



"I dlaczego mimo wszystko komplikuję sobie życie,
Czemu skrywam wciąż przed Tobą, coś co pragnę Ci wykrzyczeć…"



"dlaczego wspomnień nie można się pozbyć tak szybko jak brudu? powinni wymyślić vanish - różową siłę do plam na psychice."


"Może za kilka lat miniemy się na chodniku, a nawet nie będziemy wiedzieć, że to My, a może będzie tak, że się do siebie uśmiechniemy, spojrzymy na siebie ze zdziwieniem i po chwili pójdziemy dalej, jakby nic się nigdy nie stało. Może być też tak, że wpadniemy w sobie w ramiona i odnajdziemy gdzieś to szczęście, którego szukamy. Może będziemy sobie obojętni. Może nie będzie już któregoś z nas. Może zapomnimy. Może będziemy mieć się cały czas w głowach. Chęć odnalezienia pozostanie w nas gdzieś. Może być tak, że poznamy się na nowo kiedyś, gdzieś i pokochamy. Może.."
 

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Myśli sesyjne.

18:51

Dziesiąte podejście do książek...   

Statut spółki komandytowo-akcyjnej powinien zawierać: firmę i siedzibę spółki, przedmiot działalności spółki, czas trwania spółki... Ciekawe co on teraz robi... oznaczenie wkładów wnoszonych przez każdego komplementariusza oraz ich wartość... Po co o nim myślę.. Skup się! Skup! wysokość kapitału zakładowego, sposób jego zebrania, wartość nominalną akcji i ich liczbę ze wskazaniem, czy akcje są imienne, czy na okaziciela Może on teraz też ma sesję... liczbę akcji poszczególnych rodzajów i związane z nimi uprawnienia, jeżeli mają być wprowadzone akcje różnych rodzajów... Musze posprzątać... akcje różnych rodzajów... nazwiska i imiona albo firmy komplementariuszy oraz ich siedziby, adresy albo adresy do doręczeń... A może do niego napiszę... organizację walnego zgromadzenia i rady nadzorczej, jeżeli ustawa lub statut przewiduje ustanowienie rady nadzorczej... A może on napisze... Ech..








Podobno dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. Ale rzeka przecież cały czas płynie, a woda w niej się zmienia. Właściwie to ja nigdy do żadnej rzeki nie weszłam. Raz byłam blisko. Ale skończyło się na tym, że przeszłam nad nią wąską i chwiejną kładką, prawie z niej spadając... i to w czasie burzy, gdy poziom jej wód niebezpiecznie wezbrał, a jej kropelki zmoczyły moją twarz do złudzenia przypominając łzy...

  

czwartek, 7 stycznia 2010

Myśli noworoczne.




Rok 2009 skończył się 7 dni temu. W sumie nawet tego nie zauważyłam. Był to zły rok. Rok łez, niedopowiedzeń, smutku i wielu nieszczęść. Kiedyś nadejście nowego roku, oznaczało dla mnie robienie postanowień. Był to zawsze jakiś przełom, który trwał tylko chwilę, a później i tak wszystko okazywało się jedynie szarą rzeczywistością, postanowienia były zbyt doskonałe, żeby je spełnić. Kiedyś zawsze na początku roku czytałam horoskopy i wierzyłam, że się spełnią. Teraz, żyjąc już parę dobrych lat, zauważyłam, że wszystkie horoskopy na każdy następny rok brzmią dla mnie tak samo: drobne problemy, z którymi sobie poradzisz w pierwszej połowie roku, wielka miłość w drugiej...
Chciałabym, żeby nowy rok wnosił w moje życie coś więcej niż tylko zmianę daty. Postanowień już nie robię, bo wiem że żadne przysięgi typu, że nie będę jeść po nocach, będę uprawiać jogging i zdrowo się odżywiać i tak nie mają szansy na spełnienie, bo moje życie jest zbyt szybkie, zbyt nerwowe, zbyt niepoukładane. Właściwie, to moje zachowanie jest kierowane tym co w psychoanalizie nazywa się fetyszystycznym wyparciem: "Je sais, mais quand meme" (Wiem, ale mimo wszystko). Nawet jeśli znam katastrofalne skutki swojego zachowania (czy myślenia) już zanim coś zrobię, to i tak to robię, a potem żałuję. Nie umiem dotrzymywać obietnic, które sama sobie składam. Nie umiem skierować swoich myśli na takie tory, które prowadziłyby być może do szczęścia. Wjeżdżam nimi w tunele, w których światełko prawie zawsze okazuje się tylko pociągiem pędzącym wprost na mnie. Jestem uzależniona od pewnych myśli. Chciałabym, żeby ktoś tak po prostu wszedł do mojej głowy i je stamtąd zabrał. Na zawsze.