środa, 23 grudnia 2009

Strumień świadomości



Siedzę przy oknie i patrzę na światła w wieżowcu naprzeciwko, które powoli gasną. Obserwuję też płomień świecy, który swoim ciepłem otula mój pokój i wdycham zapach jaki unosi się razem z nim. Myślę...
Czy wszystko ma w życiu sens? Czy muszę zachorować na grypę, żeby mieć czas porządnie się wyspać i mieć ten komfort nienastawiania budzika na szóstą rano i mieć wreszcie możliwość przeczytania książki, która od tygodni leży koło mojego łóżka i czeka na moment, kiedy będę mogła sięgnąć po nią bezkarnie? Czy muszę czuć się tak źle, żeby docenić chwile, w których czułam się lepiej, mimo że i tak niedoskonale? Dlaczego doceniam ludzi, dopiero kiedy nie ma ich obok mnie? I dlaczego nie ma obok mnie właśnie tych, których kocham najbardziej?
Taki już ten świat. Kochają nas ludzie, których pokochać nie potrafimy, mimo że chcemy, mimo że są wspaniałymi ludźmi. A my kochamy tych nie-wspaniałych, tych którzy najbardziej krzywdzą, tych nieosiągalnych dosłownie i w przenośni. Może dlatego, że zakazany owoc smakuje najlepiej. Przecież życie pozbawione głębszych emocji, wszystko jedno czy dobrych, czy złych, to po prostu nieznośna lekkość bytu. Nuda. Rutyna. Nic więcej.
A ja chcę czegoś więcej. Chcę poczuć, że żyję. Może czasami warto na chwilę skomplikować sobie życie, żeby coś z tego wynieść, żeby wzbogacić się duchowo. Tylko czy można skomplikować życie zaledwie na chwilę? Przecież nasze życie, to nie tylko nasze życie. To również życie innych ludzi. Tych którzy oddychają tym samym powietrzem, tych na których istnienie mamy tak ogromny wpływ. Podobno trzepot skrzydeł motyla, w Ohio, może po trzech dniach spowodować w Teksasie burzę piaskową.
Więc ja teraz chodzę po pokoju, skaczę, tańczę i myślę o Tobie. Poczułeś coś? Czy za trzy dni wywoła to w Twoim życiu burzę?



 

środa, 9 grudnia 2009



Spotkałam Anioła. Było to kilka tygodni temu. Wykończona życiem, absolutnie nie mając siły na codzienność, jechałam metrem na uczelnię. Pomyślałam, że tak bardzo bym chciała, żeby wydarzyło się cokolwiek dobrego, bo nie mam już siły oddychać, każdy krok wykańcza jak maraton i potrzebuję odpoczynku i odrobiny optymizmu. I spotkałam chłopca, który jechał do przedszkola ze swoją mamą. 
- Na jakiej stacji wysiadasz - zapytał chłopiec. Opowiedziałam i zapytałam na jakiej wysiada on.
- Na przedszkolu. W czym pracujesz?
Rozmawialiśmy chwilę. A gdy wysiadałam, podałam mu rękę.
-  Papa. Uśmiechnij się, masz taką gładką rączkę. - powiedział chłopiec.
I wtedy poczułam nagły przypływ energii. I naprawdę się uśmiechnęłam. Anioły są wśród nas. Trzeba je tylko zauważać. 


Dziwna historia, wiem. Ale ja zawsze wierzyłam w Anioły. Uważam też, że mój Anioł Stróż wielokrotnie zasłużył na pochwałę. 


Poświatowska Halina
 

***

moim sąsiadem jest anioł
on strzeże ludzkich snów
dlatego wraca późno do domu
na schodach słyszę dyskretne kroki
i szelest
zwijanych skrzydeł
on rano staje w moich drzwiach
otwartych na oścież
i mówi:
twoje okno znowu
świeciło długo
w noc

sobota, 14 listopada 2009

Demakijaż życia.



















Zrobiłeś permanentny demakijaż mojego świata.
Moimi łzami zmyłeś to, co zakrywało jego gorszą część.
Tą część, której nie chciałam znać.
A wydawało się, że zamiast pozbawiać mojego świata kolorów, malujesz go na żółto i na niebiesko.
Zabrałeś mi kolory.
Teraz moje życie jest szare.
Tym sposobem zabrałeś mi złudzenia, które tak bardzo chciałam mieć.
I za które kiedyś byłabym Ci wdzięczna.
Kolory to tylko złudzenia, każdy widzi je inaczej.
Są tylko odbiciem rzeczywistości, grą światła.
A nocą nie widać ich wcale.
Zobaczysz je tylko przy sztucznym świetle.
Od lat czekam na nadejście dnia.
Chcę poznać świat, ze wszystkimi jego barwami.

środa, 11 listopada 2009

Mood swing.




Moje życie przypomina ostatnio labirynt. W którą stronę nie pójdę i tak nic to nie zmieni, bo albo wracam do punktu wyjścia, albo jeszcze bardziej się gubię. Przypomina też karuzelę, która kręci się tak szybko, że dostaję zawrotów głowy i chcę z niej zejść. Gdy patrzę w swoją przyszłość, widzę czarną dziurę. Nie potrafię sobie wyobrazić swojego życia za kilka lat. Wszystko jest bardziej skomplikowane niż się wydaje.


Przyjaciółka mnie przeprosiła. Przyznała, że nasze relacje pogorszyły się z jej winy. Dzięki temu przestałam odczuwać z jej strony toksyczność. Umiem też już, patrzyć na jej czyny i słuchać jej słów z obiektywnym dystansem. Nie wiem czy nadal jest Przyjaciółką przez duże P. Nauczyłam się jednak dzięki niej, że w życiu nie można ograniczać zaufania do jednej osoby, bo kiedyś przyjdzie taki dzień, że tej jednej osoby nie będzie i nie będzie nawet komu powiedzieć o najważniejszych sprawach. I ja miałam wiele takich dni. Teraz jednak wiem, że ich potrzebowałam.

Dowiedziałam się, że R. przestał pić. I choć podobno alkoholikiem jest się przez całe życie, to fakt jego obecnej abstynencji, podniósł mnie na duchu. Nie umiem się modlić, ale właśnie o to się modliłam od dawna. Cuda się zdarzają.

wtorek, 27 października 2009

Wspomnienia, które wracają.

To wraca mimo woli. Mimo tego, że obiecywałam, że nigdy nie będę już o tym myśleć, a już na pewno, że nigdy nie napiszę o tym na blogu... O ja głupia. Nie warto sobie obiecywać takich rzeczy, skoro z góry wiadomo, że się tę obietnicę złamie... Ciężko mi...





















Jonasz Kofta - "Gdzie jesteś?"

Gdybym mógł to przeżyć jeszcze raz, od nowa
Nie mogłam zostać, to zbyt szybko przyszło
Nie powiedziała ani słowa
Tak mało było czasu do namysłu
Miała rację, ale tak się nie odchodzi
Nie mogłam, nie mogłam inaczej
Widać nigdy mnie naprawdę nie kochała
Nic nie zrobił, żebym mogła wybaczyć

Gdzie jesteś?
Gdzie jesteś?
Czy spotkam cię kiedyś?
Czy droga ma przetnie się z twoją?
Idziemy ku sobie
Idziemy od siebie
Tęsknoty się dwoją i troją
Gdzie jesteś?
Gdzie jesteś?
Daleko odeszłaś
Daleko odszedłeś ode mnie
Idziemy ku sobie
Idziemy od siebie
Nie wiemy, czy nie nadaremnie

Powinienem pobiec za nią w dół po schodach
Dlaczego nie została mimo wszystko
Jak mogła odejść tak bez słowa
Tak mało było czasu do namysłu
Przecież wie, że jest jedyną, którą kocham
Czy mogłam, czy mogłam inaczej
Gdyby można zacząć jeszcze raz, od nowa
Gdyby można było wszystko wytłumaczyć




poniedziałek, 19 października 2009

Ludzie, których podziwiam cz. 1


R.
R. jest alkoholikiem. Ktoś by pomyślał: "jak można podziwiać alkoholika?!". Wydaje się, że alkoholicy zasługują tylko na pogardę, a niektórzy sądzą, że są chorzy tylko na własne życzenie. Ba! Są i tacy, którzy uważają, że alkoholizm to nie choroba. Może i racja. Ale są przynajmniej dwa typy alkoholików, a R. jest "alkoholikiem myślącym". Mogę nawet powiedzieć, że R. myśli tak doskonale, jak nie myśli nikt i za między innymi za to właśnie myślenie go podziwiam.

R. nie jest moim przyjacielem. Mamy za sobą (nieudaną) próbę miłości, która wyklucza przyjaźń. Łączy nas coś w rodzaju "Ponadprzyjaźni", czy też związku dusz. Rzadko ze sobą rozmawiamy, a jeśli już to o banalnych rzeczach, a mimo to dobrze się znamy. Niektóre rzeczy wie o mnie tylko R .(nie wiedząc o tym, że je wie...). Bo R. jest kimś wyjątkowym. Tym kimś. Tym jedynym. Tą bratnią duszą, której się szuka. Ale nie drugą połówką, mimo wszystko.

R. niczego nie udaje. Jest tym, kim jest. Nie umie kłamać. Jest sobą. Wciąż szuka sensu, tak jak ja. Mówi mądre rzeczy używając prostych słów. Rozumie więcej niż inni. Widzi więcej niż inni. Ma w sobie coś z dziecka. Jest wrażliwy i tej wrażliwości się wstydzi, to jego główna wada. Ma duszę artysty, ciągle niespokojny, zamyślony i smutny. Jego smutek jest dla mnie inspiracją. Jego smutek daje do myślenia i jest zaraźliwy. Jego smutek jest jego nałogiem, a jego nałóg jest jego smutkiem.

R. nie wie, że go podziwiam. Może jednak powinien wiedzieć...



czwartek, 8 października 2009

















 Czy od miłości można się odzwyczaić? Czy kiedyś przychodzi taki dzień kiedy przestajemy tak po prostu tęsknić za ciepłem, uznaniem i poczuciem bezpieczeństwa oraz oswajamy się z samotnością? Ponoć do wszystkiego człowiek jest w stanie przywyknąć.

Dzień zaczynam od tostów i kawy. Później cały dzień biegania po mieście, wieczorem ewentualnie nauka i padam ze zmęczenia. Zasypiam szybciej lub wolniej, nie zastanawiając się nad tym gdzie obecnie może być moja druga połówka. Ostatnio zaczęłam zauważać, że samotność jest dla mnie rzeczą tak zwyczajną, że już mnie nie dziwi i coraz mniej przeraża. Ewidentnie nie wróży to dla mnie dobrze. W związku z początkiem roku akademickiego coraz rzadziej jestem tak naprawdę sama - współlokatorzy wrócili i teraz zawsze ktoś jest obok. W porównaniu do wakacji, otacza mnie tłum ludzi i wystarcza mi to, że są. Każdy z nich ma co prawda swoje sprawy i raczej nie zauważa szczególnie mojej obecności, ale ja zauważam ich. Przynajmniej jest się do kogo odezwać.
Kiedyś umiałam marzyć. O tak! Ze wszystkich rzeczy na świecie, to wychodziło mi najlepiej. Teraz już nie umiem, bo życie mnie nauczyło, że jeśli się zbyt rozmarzę, to za każdym razem dostaję porządną nauczkę i kubeł zimnej wody. Oczywiście czasami jeszcze mi się to zdarza, ale zazwyczaj na marzeniach się kończy. Ciężkie czasy dla marzycieli.
Tak czy inaczej, nie chcę przyzwyczajać się do samotności, ale to właśnie się dzieje. Chcę umieć marzyć, ale odganianie rozmarzonych myśli stało się moim odruchem bezwarunkowym.

poniedziałek, 21 września 2009

Prawdziwa mieszanka.



Gdybym miała wypisać swoje wady, brak asertywności byłby na pierwszym miejscu. Trudno sobie nawet wyobrazić, jak ta cecha może utrudniać życie. Pozwalam sobie wchodzić na głowę każdemu. Właściwie to tylko Przyjaciółce umiałam mówić o tym, czego naprawdę chcę, ale jeśli już to robiłam, to ona uważała to za arogancję. Z tego powodu, w każdych innych relacjach międzyludzkich, uważałam, że jeśli powiem "tak", w momencie kiedy chcę powiedzieć "nie", tylko dlatego, że ktoś chce usłyszeć to "tak", to zachowam się lepiej. To takie pójście na łatwiznę, mówiąc bez ogródek. Łatwo powiedzieć "tak", ale później trzeba robić rzeczy, których się tak naprawdę zrobić nie chce. Mogłabym tu wymienić całą listę takich przypadków z własnego doświadczenia. 

Asertywność=dojrzałość

Moje wakacje dobiegają końca. I mimo, że były to naprawdę najgorsze wakacje w moim życiu, to w moim charakterze zaszły ogromne zmiany. Dojrzałam (wreszcie!). Zrozumiałam, że każdy żyje swoim życiem i tak naprawdę jest może 3 osoby na które zawsze mogę liczyć. Właściwie, to najlepiej żyć według zasady, że "jeśli umiesz liczyć, to licz na siebie". Doświadczyłam tego, jak samotność zabija. Ale ta właśnie dosłowna samotność, kiedy to w promieniu 100 metrów nie było nikogo, pozwoliła mi przemyśleć wiele spraw i dojść do wielu (chyba mądrych) wniosków. Dzięki tej samotności, przeszłam autoterapię duszy. I choć teraz obawiam się, czy będę umiała rozmawiać z ludźmi tak, jak dawniej (nota bene z wieloma osobami miałam świetny kontakt, ale ulotniły się z dniem rozpoczęcia wakacji) to jest mi łatwiej oddychać. Teraz już wiem, że warto odmawiać, jeśli chce się odmówić. Warto mówić o swoich uczuciach. 

"lubię tęsknić
wspinać się po poręczy dźwięku i koloru
w usta otwarte chwytać
zapach zmarznięty
lubię moją samotność
zawieszoną wyżej
niż most
rękoma obejmujący niebo
miłość moją
idącą boso
po śniegu"




Poznałam ośmioletniego chłopca chorego na ADHD. Rozwydrzony, rozpieszczony i niegrzeczny. Oprócz wielu wad, ma (co najmniej jedną) wspaniałą zaletę - mówi o tym, co czuje i czego chce. Dzieci mają tę właśnie cechę, że od urodzenia okazują swoje uczucia i posiadają jakiś wewnętrzny radar wyczuwający uczucia innych. To takie naturalne i takie cudowne. Nie zabijajmy w sobie tej dziecięcości ,z którą się rodzimy. Pozwólmy sobie na dziecięcą spontaniczność.
Spotkałam też dorosłego chłopaka, cierpiącego na chorobę sierocą. Zanim zobaczyłam jak się kołysze na wszystkie strony i obejmuje własnymi rękoma, tak aby samemu się przytulić i samemu dać sobie odrobinę ciepła i miłości, myślałam, że ta choroba to mit. Patrząc na niego po moim policzku popłynęła łza. Ile zła jest na świecie. Jakie życie bywa okrutne i niesprawiedliwe. Przeżyłam wewnętrzne katharsis.  

środa, 16 września 2009

Carpe Diem!

Kilka ładnych lat temu dostałam na urodziny pięknie pachnącą świeczkę. Postanowiłam zachować ją na specjalną okazję i mam ją do dziś, bo przez te wszystkie lata nie było ani jednej okazji, żeby ją zapalić. Stoi nadal na półce i czeka już tak długo, że przestała pachnieć i zmieniła kolor. Czy warto były nie zapalać jej przez tyle lat, skoro teraz nie ma już swoich pierwotnych właściwości i jest tylko przedmiotem, którego kopię można na pewno gdzieś kupić...?

Z moich śródziemnomorskich wakacji przywiozłam butelkę dobrego czerwonego wina, oczywiście na specjalną okazję. Stoi już kilka miesięcy, a okazji jak nie było tak nie ma...

Jakiś rok temu kupiłam sobie perfumy. Nie były drogie, ale ich zapach jest moim ulubionym, więc je oszczędzam, oczywiście na specjalne okazje. Ekhm.. wciąż mam prawie całą buteleczkę...

Czy na tym ma polegać życie? Na ciągłym czekaniu na specjalne okazje? Na odmawianiu sobie drobnych przyjemności, tylko dlatego, że jutro może wydarzyć się coś ważniejszego i lepiej z tymi przyjemnościami do jutra poczekać? Przecież jutra może nie być.

Używaj ulubionych perfum!
Pij z ulubionych kieliszków!
Traktuj każdy dzień wyjątkowo i ciesz się nim!
Módl się o to, co dla Ciebie ważne!
Nie bój się mówić innym, że ich kochasz!
Chwytaj dzień!
Żyj tak, jakby jutra miało nie być!

Zaczynam od dziś. Zapalę zachowaną przez tyle lat świeczkę, wypiję trochę wakacyjnego wina z ulubionego kieliszka, użyję swoich perfum. Koniec czekania na okazję!


poniedziałek, 14 września 2009

Niespełnione marzenia




Kiedyś Cię znajdę. To nie będzie miłość od pierwszego wejrzenia, ale pewnego dnia spojrzysz na mnie i będę po prostu wiedzieć, że to Ty. Będziesz umiał na mnie pięknie patrzeć.
To nie będzie miłość idealna. Oboje będziemy mieć przecież wady i zalety, które będą stanowić wystarczającą całość do tego, żeby się bardzo kochać.
Będziemy się uzupełniać i wypełniać swoje życia tak, że w pewnym momencie będą stanowić jedno życie. Będziemy żyć ze sobą i dla siebie.
Dasz mi kwiaty, tak bez okazji. Zbierzesz je dla mnie i mi je dasz. A ja je zatrzymam, aż zaschną, mimo że babcia mi zawsze mówiła, że kwiatów od ukochanego się nie zasusza, bo miłość schnie. Nasza miłość nie uschnie, lecz będzie kwitnąć każdego dnia.
Zabierzesz mnie wieczorem na spacer nad Wisłę i razem będziemy liczyć gwiazdy. Pocałujesz mnie, a ja będę czuła motylki w brzuchu i widziała maleńkie iskierki nad naszymi głowami.
Nauczę się dla Ciebie gotować i będę o Ciebie dbać. Będziemy razem spędzać długie zimowe wieczory i chorować na grypę.
Wszystko zrobię z Tobą po raz pierwszy. Obejrzymy razem najlepsze filmy i będziemy słuchać najlepszej muzyki. Będę czuła się przy Tobie bezpiecznie i będę Ci ufać. Powiem Ci o wszystkich moich tajemnicach i - jako jedynemu - o tym blogu.
Razem odnajdziemy sens...

piątek, 4 września 2009

Z życia singielski cz.2, czyli samotne wieczory i weekendy













Piątek, godzina 17:06, biuro

A: "A Ty Sara co? Nie idziesz jeszcze do domu? Przecież już po 17:00. Zostaw tą robotę! Jest piątek." - mówi A.
I co Sara miała odpowiedzieć? Że nikt na nią w domu nie czeka? Że woli być tutaj niż wrócić do pustego mieszkania i siedzieć tam przez dwa dni, bo inni się już podobierali w pary i żyją własnym życiem?
Sara: "Taak, już wychodzę. Chciałam skończyć jedną rzecz." A: "Jakieś plany na weekend? Ja mam wesele siostry."
Taaa "ulubione" pytanie Sary zadane przez kogoś, kto jakiekolwiek plany już ma. Próbuje w głowie wymyślić coś sensownego.
Sara: "Odpocznę trochę. Może coś się spontanicznie zorganizuje..."

Sara nie jest pracoholiczką. Lubi swoją pracę, ale bez przesady. Wychodzi i widzi nadjeżdżający autobus, ale nie podbiega. Ma przecież dużo czasu. W domu będzie ok. 18:00. Najpierw "romantyczna" obiado-kolacja w pojedynkę. Później jakiś film. Może skype albo gg jak ktoś się udostępni. Potem kąpiel z pianą jako relaks po całym tygodniu, a właściwie przed całym weekendem... Potem może książka, choć nie ostatnio bolą ją oczy, więc jakiś film - może "Amelia" po raz setny, albo "Juno". Potem zapali świeczkę o jakimś odprężającym zapachu i pójdzie spać. Sama. Przytuli się do poduszki i wyobrazi sobie, że to Johnny Depp. Albo nie Jude Law.

piątek, 21 sierpnia 2009

Uliczni zbieracze















"Nigdzie nie zarobisz tyle co na ulicy", hmm... jakby na to nie popatrzeć, jest to prawda.

Lubię pomagać ludziom. Właściwie jest to jedna z rzeczy, które sprawiają mi w życiu prawdziwą przyjemność i odczuwalnie podnoszą poziom mojej serotoniny. Nie umiem odmawiać ludziom, którzy w widoczny sposób potrzebują pomocy. I nie umiem sama prosić o pomoc, gdy jej nie potrzebuję. Dlatego nie potrafię zrozumieć ulicznych oszustów, którzy podchodzą do ciebie, zajmują ci czas kiedy akurat biegniesz na autobus i podają się za dobroczyńców zbierających na biedne i chore dzieci, bezpańskie zwierzęta, hospicja, własną biedną rodzinę itd. Mają przygotowane odpowiedzi na wszystkie twoje pytania, umieją być przekonywujący i wzbudzać poczucie winy w tych wszystkich, którzy mają zamiar im odmówić.
Piszę tu o tym, ponieważ sama wielokrotnie padłam ofiarą oszustów, którym pomogłam, bo mimo że spodziewałam się, iż nie mają oni dobrych intencji, nie umiałam im odmówić, bo wiedziałam, że jeśli okaże się, że naprawdę potrzebują pomocy, to moje wyrzuty sumienia będą większe niż to poczucie naiwności, które teraz mam. Przez takich ludzi już nie wiadomo komu pomagać, a komu nie. Chyba jedyny sposób na takich oszustów to zachowanie zasady ograniczonego zaufania i wyrobiona asertywność. Zawsze można poprosić ich o adres rzekomej instytucji na którą zbierają i pomóc jej (jeśli w ogóle istnieje) w inny sposób.
Mimo to dobroczynność jest potrzebna. Potrzebni są też ludzi dobrej woli. Niestety z winy takich właśnie (nie tylko) ulicznych oszustów, dobroczyńców jest coraz mniej.

"Dobroczynność nie polega na dawaniu kości psu. Dobroczynność to kość dzielona z psem wówczas, gdy jesteś równie głodny co on." Jack London

czwartek, 20 sierpnia 2009

Nostalgia




















"wstaje rano z przyklejonym smutkiem na twarzy, kładzie się spać ze łzami..."


"zazdroszczę tym, co umieją zmusić się do snu"


" ... po pewnym czasie smutek był tak wielki, że nie mogłam sobie poradzić ze wstawaniem rano ..."


" pomalowała rzęsy tuszem wodoodpornym, jakby to akurat miało ją uchronić od płaczu. przewidywała, że wieczór skończy się we łzach. obdarzona była darem jasnowidzenia jeśli chodziło o najbardziej gówniane dni w jej życiu"

środa, 19 sierpnia 2009

Bezsenność

Jest 23:00. Czuję się już trochę zmęczona. Słucham muzyki i czytam. O północy gaszę światło. Próbuję zasnąć. Leżę najpierw na plecach, później na brzuchu, na prawym boku, na lewym boku... Myślę długo o różnych sprawach i jestem już tak zmęczona, że nie mam siły nawet wyciągnąć ręki po telefon, żeby sprawdzić która tak naprawdę jest godzina. Leżę jeszcze chwilę, aż w końcu sprawdzam i jest już 2:05. Wstaję i idę do kuchni po leki nasenne. Biorę je i popijam wodą. Wracam do łóżka i znów leżę w każdej możliwej pozycji i znów nie mogę zasnąć. Przeszkadzają mi jakieś dźwięki zza okna, mimo że jest ono zamknięte. Nakrywam głowę poduszką i staram się zatkać uszy. Jest mi duszno i niewygodnie. Nadal nie mogę zasnąć. Zaczyna boleć mnie głowa ze zmęczenia. Myślę o tym, że jedyne czego teraz chcę to po prostu zasnąć, bo jutro trzeba wstać... właściwie to dzisiaj, bo jest już 3:25... Jestem już głodna, zła i tak zmęczona, że właściwie to czuję się prawie tak jakbym spała, ale wiem, że mój organizm nie odpoczywa i w ciągu dnia będę nieprzytomna. Ciągle słyszę jakieś hałasy zza okna. Miasto zaczyna się już powoli budzić, a niebo rozjaśniać. A ja nadal nie zmrużyłam oka. Około 5:00 zasypiam na chwilę, ale cóż z tego, skoro za chwilę trzeba wstać...
I tak co noc.


niedziela, 16 sierpnia 2009

Przeszłość oddzielić grubą kreską.

Koniec z ciągłym rozkminianiem tego co było i zastanawianiem się nad tym, co by było gdyby. Jeśli chcę zmienić swoje życie, to przede wszystkim muszę przestać żyć przeszłością. Popełniłam wiele błędów, wielu rzeczy żałuję i umiem się do tego przyznać. Ale jak to mówią: "Polak mądry po szkodzie".
Koniec z toksycznymi ludźmi i toksycznymi myślami na ich temat. Muszę nauczyć się żyć w XXI wieku. Życie jest trudne i bywa podłe. Najlepiej nie spodziewać się tego, że będzie łatwo, bo na pewno nie będzie. I ja również nie mam nawet nadziei, że tak nagle, z dnia na dzień narysuję w swojej głowie nieprzekraczalną granicę, za którą schowam wszystkie te myśli i całe to obwinianie siebie, że mogło być lepiej, mogłam coś zrobić, a czegoś nie robić. To nie jest takie łatwe. Zresztą przecież na tym właśnie polega życie! Na popełnianiu błędów i ich naprawianiu oraz na tym, żeby się na własnych błędach uczyć. Każdy je popełnia, tylko że niektórzy nie mają tej uporczywej cechy zamartwiania się i rozkminiania. Dystans do siebie to podstawa. Można się go nauczyć, zresztą jak wszystkiego w życiu.
Chcę się zmienić. Na lepsze.

sobota, 8 sierpnia 2009

I have nothing.

Mam za sobą obecnie wiele przepłakanych nocy. Takich nocy z milionem myśli na minutę, które nawet jeśli są mądre, to zbyt skomplikowane, żeby je zapisać w świetle dnia. Płaczę z różnych powodów, głównie przez beznadziejność mojego życia i stratę Przyjaciółki. Po setkach wylanych łez wydaje mi się, że już wszystko rozumiem i wiem co zrobić, żeby było lepiej. Ale potem przychodzi świt i znowu nie wiem od czego zacząć zmianę swojego życia na lepsze. Chciałabym zaznać chociaż chwili prawdziwej radości i uśmiechnąć się szczerze, niczego nie udając. Mój problem polega chyba właśnie na tym, że udaję przed wszystkimi, że jest dobrze, a w gruncie rzeczy jest tragicznie. Przyjaciółka zawsze mi mówiła, że jestem słaba w porównaniu do niej. I że nie umiem zachować zimnej krwi przez swoją nadwrażliwość. Może miała rację. Jestem za słaba, żeby sama sobie pomóc, a jednocześnie zbyt silna, żeby ktoś mógł to zrobić za mnie, bo nie potrafię mówić innym o swoich problemach, chcę sama z nimi walczyć. Jej (Przyjaciółce) umiałam mówić, ale jej już nie ma w moim życiu. I tym to sposobem zamiast być coraz lepiej, jest coraz gorzej. Czasami wydaje mi się, że już gorzej być nie może, a potem wydarza się coś, co pokazuje, że może być...

poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Z życia singielki cz. 1, czyli imprezy rodzinne

Jako wzorowy singiel mogę stwierdzić, że niełatwy etap życia samotnych, to czas przydługich imprez rodzinnych, kiedy to babcie i ciocie zaczynają zadawać niezręczne pytania typu:
"Dlaczego jesteś sama?",
"Masz kogoś?",
"Kim on jest?" (bo jest na pewno, czyli pytania z serii "nie musisz nic mówić, my odpowiemy za Ciebie"),
"Nie możesz być taka wybredna, weź sobie kogokolwiek!". ("Weź", Boże jak to brzmi...)
A później zaczynają się domysły: "Może zostaniesz zakonnicą?", "A może wolisz dziewczyny" (OMG!) i tłumaczenie, że samotność to najgorsze co może spotkać człowieka (przecież to tylko twoja wina, że jesteś sama, tylko twoja). Wolę przytaknąć niż zagłębiać się w zawiłe historie mojego życia uczuciowego, które doprowadziły do tego, że obecnie jestem sama. Później co gorsza zaczyna się tak zwane "swatanie", tak zwane, bo normalnym swataniem to tego nazwać nie można, jego efekty są zazwyczaj tragiczne. Tym sposobem imprezy rodzinne zamieniają się w koszmar w momencie gdy następują nieuniknione "porady rodzinne". Wcześniej też nie jest wesoło, bo zestresowana czekam tylko na słowa :"chłopak", "ślub", "dziecko", "randka", "zaręczyny", które wcześniej czy później pojawią się w każdej ludzkiej rozmowie i które prowadzą do lawiny porad, pytań, lamentów i opowieści o marnych życiach ludzi, którzy skończyli jako samotni dziwacy i z których wynika, że już nawet desperaci, seksoholicy i nimfomanki mają lepiej. No cóż...

piątek, 31 lipca 2009

Zdrada















Czym właściwie jest zdrada?
Wspólnym spacerem?
Długą i szczerą rozmową?
Namiętnym spojrzeniem?
Delikatnym dotykiem?
Tańcem?
Pocałunkiem?
Trzymaniem się za ręce na ławce w parku?
Masażem stóp?
Wspólną popołudniową drzemką?

Od czego się właściwie zaczyna?
Od myśli? Słowa? Czynu?



















Nie wybaczyłabym zdrady, wiem to na pewno. Takich rzeczy się nie zapomina. Nawet jeśli wydaje się, że się zapomniało, to już nie będzie tak jak było. Dla mnie najgorszy rodzaj zdrady, to nawet nie przypadkowy seks, cóż człowiek jest tylko człowiekiem... Choć i tego na pewno nigdy bym nie wybaczyła i nie umiała zrozumieć. Najgorszy rodzaj zdrady, to dla mnie zdrada poprzez myśli. Bo to już ewidentnie oznacza, że ktoś po prostu przestał kochać, albo że dopiero zaczął kochać, ale już inną osobę. Tylko, że problem polega na tym, że nie da się czytać w myślach nawet tego, kogo się kocha.
Zdrada boli niewątpliwie bardzo. Boli każdą z trzech osób mających z nią do czynienia. Nie ma w niej jednej ofiary, ani jednego winnego.
Wydaje mi się, że nie potrafiłabym kogoś zdradzić. Choć nie wiele brakowało, a wzięłabym udział w zdradzie i to jako "ta trzecia", "ta zła". Na szczęście dla "tej dobrej" nie umiałam tego zrobić. Ona uważa się za ofiarę, ale to nie ona została sama... No cóż, jak zawsze punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Każdemu kto ma zamiar zdradzić lub wziąć udział w zdradzie, chcę tylko powiedzieć, że człowiek odpowiada nie tylko za uczucia, które ma dla innym, ale przede wszystkim za uczucia, które w innych wzbudza.




środa, 29 lipca 2009

List do P.
















Otworzyłam butelkę dobrego czerwonego wina. Napełniam nim kieliszek. Ma cierpki i ostry smak. Miałam wypić je z Tobą. Miałam Ci opowiedzieć wszystko i słuchać tego, co Ty masz do powiedzenia.
Jeszcze kilka miesięcy temu trzymałabym to wino na specjalną okazję. Teraz już wiem, że specjalne okazje się w moim życiu nie zdarzają.
Jeszcze kilka miesięcy temu dystans między nami był znośny, mimo że już zbyt duży, żeby dało się do końca szczerze rozmawiać.
Jeszcze kilka miesięcy temu byłaś moją Przyjaciółką przez duże P...














Dzisiaj nawet tego nie mogę Ci powiedzieć, bo Ty już nie chcesz słuchać. Masz inne sprawy i od dawna te inne sprawy są ważniejsze ode mnie. Wiele razy się na Tobie zawiodłam, ale myślałam, że właśnie na tym polega przyjaźń: na przebaczaniu i zapominaniu tego co złe. Tylko, że problem zaczyna się, jeśli tego złego jest więcej niż tego dobrego. W przyjaźni nikt nie przysięga, że będzie z Tobą na dobre i na złe, w zdrowiu i w chorobie, w bogactwie i w biedzie. Ale to jest przecież jasne! Dlatego przyjaźń góruje nad miłością.
Ty i tak myślisz, że to wszystko moja wina i że to mi nic się nie da przetłumaczyć. Może masz rację, tylko że teraz to już nie ma znaczenia.
Nie wiem, jak to się stało. Kiedyś nie uwierzyłabym w to, że z Twojego powodu będę czuć się tak jak teraz. Jednak nadal chcę być lojalna wobec Ciebie, dlatego odsuwam się w cień. Dlatego piszę to tutaj, zamiast opowiadać o swoich uczuciach innym znajomym. Nadal życzę Ci jak najlepiej, tylko że nie potrafię już tego powiedzieć patrząc prosto w Twoje oczy.









wtorek, 28 lipca 2009

40 pytań


















Tę listę pytań znalazłam na blogu Hope: http://hopedieslast.wordpress.com/?s=40+questions. To kolejna dawka prawdy o mnie dla mnie przede wszystkim.

1. WERE YOU NAMED AFTER ANYONE?
No. My name was supposed to be original.

2. WHEN WAS THE LAST TIME YOU CRIED?
Two days ago at night. I realised that I lost my best friend.

3. DO YOU LIKE YOUR HANDWRITING?
Yes, I do.

4. WHAT IS YOUR FAVORITE LUNCH MEAT?
Tomato salad.

5. DO YOU HAVE KIDS?
No, but I want to have. In the future.

6. IF YOU WERE ANOTHER PERSON, WOULD YOU BE FRIENDS WITH YOU?
Probably. Difficult to answer.

7. DO YOU USE SARCASM?
Hihi ;)

8. DO YOU STILL HAVE YOUR TONSILS?
Yes.

9. WOULD YOU BUNGEE JUMP?
Never! It’s not for me.

10. WHAT IS YOUR FAVORITE CEREAL?
Corn Flakes.

11. DO YOU UNTIE YOUR SHOES WHEN YOU TAKE THEM OFF?
It depends. I usually don’t wear shoes which need to be untied.

12. WHAT IS YOUR FAVORITE ICE CREAM?
Straciatella.

13. WHAT IS THE FIRST THING YOU NOTICE ABOUT PEOPLE?
Their eyes.

14. RED OR PINK?
Red.

15. WHAT IS YOUR LEAST FAVORITE THING ABOUT YOURSELF?
My lack of assertiveness.

16. WHO DO YOU MISS THE MOST?
My parents.

17. DO YOU WANT EVERYONE TO COMPLETE THIS LIST?
No, I don’t. It’s up to you.

18. WHAT COLOR PANTS AND SHOES ARE YOU WEARING?
White pants, no shoes.

19. WHAT ARE YOU LISTENING TO RIGHT NOW?
The click, click, click of the keyboard.

20. IF YOU WERE A CRAYON, WHAT COLOR WOULD YOU BE?
White.

21. FAVORITE SMELLS?
Men’s aftershave. Fresh bread. Freshy-cut grass. Tomatoes.

22. WHO WAS THE LAST PERSON YOU TALKED TO ON THE PHONE?
My sister.

23. DO YOU LIKE THE PERSON WHO SENT THIS TO YOU?
No one sends me things like this.

24. FAVORITE SPORTS TO WATCH?
Swimming. When I watch it I dream that I can swim...

25. HAIR COLOR?
Dark blond.

26. EYE COLOR?
Blue.

27. DO YOU WEAR CONTACTS?
Yhm.

28. FAVORITE FOOD?
Tomatoes.

29. SCARY MOVIES OR HAPPY ENDINGS?
Happy endings. Definitely.

30. LAST MOVIE YOU WATCHED?
The City of Angels.

31. SUMMER OR WINTER?
Summer of course!

32. HUGS OR KISSES?
Hugs.

33. MOST LIKELY TO RESPOND?
Are there any?

34. LEAST LIKELY TO RESPOND?
Workaholics.

35. WHAT BOOK ARE YOU READING NOW?
Miasto utrapienia, Jerzy Pilch.

36. WHAT IS ON YOUR MOUSE PAD?
I don’t use a mouse pad.

37. WHAT DID YOU WATCH ON TV LAST NIGHT?
I don’t watch TV.

38. ROLLING STONES OR BEATLES?
The Stones.

39. WHAT IS THE FARTHEST YOU HAVE BEEN FROM HOME?
Geneva.

40. WHERE WERE YOU BORN?
In the hospital :)

niedziela, 26 lipca 2009

No one to rely on















When you have nothing at all. Nothing to think of. Nothing to dream of. Everything is pointless. You wake up every morning but you don't want to get up. You wish to disappear.

Najgorsze uczucie jakiego doznałam, to strata kogoś, kto do tej pory był ważny. Może nadal jest ważny mimo wszystko. Tylko, że dla tej osoby ja się nie liczę. Więc tą osobę straciłam. Ludzie tak szybko odchodzą, nawet jeśli nie umierają.


Dym ze spalonego mostu gryzie gardlo, oczy pali
To ten most cosmy go miedzy umyslami rozwieszali!

Nie pozwalales nigdy moim lzom w proch ziemi padac,

A tajemne, mgliste sciezki chciales wespol ze mna badac.

Znales zaspiew krwi co zylach rownym rytmem wciaz szelesci-

Dzisiaj tylko Twojej zdrady posmak podniebienie piesci!

Za zlamana obietnice ja blogoslawienstwem place,
w cien odchodze-
w Tobie wiecej Przyjaciela nie zobacze!

Nie masz dla mnie ciepla w oczach, ni slow, ni milczenia,

Lecz wytlumacz:
Co przyjaciol w dwie odlegle gwiazdy zmienia??!!

(LenoreLostAngel na DeviantArt)

piątek, 24 lipca 2009

Samotność














Have you ever just felt so alone,
That the walls are caving in,
The tears I cry a secret whisper,
That only the deaf can hear.
Its taken for granted, lonelyness,
Such a soft and gentle word,
That no-one feels it,
Til it fills your heart.

(death on weekends on deviantART)























Lonelyness is an overcast blue
It tastes like salty tears, running down your face
Lonelyness sounds like nothing, except the occasional crying
It smells like bitter chocolate
Lonelyness feels like an aching heart, torn into pieces

It is something no one should have to suffer through,
But it's unavoiable.
The loss of a close friend,
Is one cause of this terrible thing.
It slowly tears apart your heart,
Making you crumble.

(xiaolin-sonic202 on deviantART)

środa, 8 lipca 2009

Depresja

Czym jest depresja? Powolnym umieraniem duszy, później również ciała. Każdego dnia, w każdej sekundzie. Dotyka nie tylko tych stereotypowo samotnych i smutnych ludzi z szarą twarzą i zaczerwienionymi od płaczu oczami. Ludzie, którzy na pozór mają wszystko, też mogą cierpieć na depresję. Piękne kobiety w markowych ciuchach i nienagannych makijażach i pozornie silni mężczyźni w drogich garniturach i najnowszych samochodach też mogą paść jej ofiarą. Wsiadając do zatłoczonego autobusu, metra, tramwaju czy pociągu nie wiemy kto wokół nas właśnie walczy z własnymi myślami o to, żeby mieć siłę na codziennie czynności. Ale tych ludzi jest z pewnością więcej niż się spodziewamy.
Depresja zawsze mnie poruszała. Kiedyś nie wiedziałam tyle na jej temat. Wydawało się to takie odległe. No przecież każdy może mieć czasem zły humor. Ale niestety tak się zdarzyło, że wielu ludzi wokół mnie cierpi na tę chorobę. To zadziwiające, jak łatwo pozwolić swoim uporczywym myślom zdominować całe życie, każdy oddech, każde spojrzenie, każdy uśmiech... Czy ja miałam depresję? Nie wiem. Nie byłam na terapii, choć przyjaciółka mi ją doradzała. Były dni, kiedy kompletnie nie miałam ochoty żyć. Rano nie miałam siły wstać z łóżka, a wieczorem zasnąć (cierpię na bezsenność). Wiedziałam co robić z mięśniami twarzy, żeby powstawał na niej uśmiech i żeby nikt się nie domyślił jak jest mi źle. Teraz mam wakacje i wiem, że wyglądały by one inaczej, lepiej gdybym nie musiała się obawiać tego, że pewnego dnia wyjdę z domu z nadzieją, że przechodząc przez ulicę, coś mnie rozjedzie. Ogólnie teraz jakoś się trzymam. Postanowiłam się nie poddawać. Mimo, że nie mam nadziei, że będzie lepiej.
Zawsze poruszały mnie historie innych ludzi. Mam w sobie sporo empatii, może nawet za dużo. Zamieszczę tu link do historii człowieka (dziewiętnostolatki z Australii) znalezionej w internecie na stronce www.deviantart.com
Jest to jego opowieść o depresji napisana po angielsku i moim zdaniem świetnie obrazująca tę okrutną chorobę. Warto ją przeczytać i przemyśleć. Jest tak prawdziwa i wzruszająca, że jej treść przenika mnie, aż do szpiku kości.
http://pixijane.deviantart.com/art/Depression-36014878#

Na depresję cierpiało też wielu artystów. Jednym z nich był Vincent van Gogh. Był młody, brzydki, zakochał się nieszczęśliwie - jedna z wielu porażek jego życia. Urszula nawet lubiła tego dziwaka, do czasu fatalnego wyznania miłości - zgrabna dziewczyna o jasnej buzi. Nad Mostem Westminsterskim przeszła gwałtowna burza i coś złamało się w sercu Vincenta. Malował obrazy, który były pasją jego życia. Obrazy o niebezpiecznych konturach, kolorach ziemi, a potem słońca. Malował dla siebie, choć głęboko na dnie serce chował nadzieję, że jego sztuka doczeka się poklasku tłumu i obrazy zostaną.. sprzedane. Szaleńcze oleje "Łan pszenicy z krukami" czy "Stogi siana w deszczowy dzień" były końcem nieudanej podróży. Umarł w przekonaniu, że nie jest samotny w wierze w prawdziwość rzeczy, ale smutek zabił wszystko. Na początku XXI wieku jego dzieła są symbolami sztuki i w większości należą do tej nikłej grupy przedmiotów, których nie sprzedaje się za żadną cenę.

wtorek, 7 lipca 2009

Wiara, nadzieja, miłość...

Wiara
Jak byłam mała wyobrażałam sobie Boga jako staruszka z długą białą brodą, którą przypominały wszystkie chmury na niebie. Bałam się, że jak będę niegrzeczna, to on to zobaczy. Teraz wiara nadal jest dla mnie ważna. Nie wątpię w istnienie Boga, choć jak widzę całe zło tego świata, to ciężko zrozumieć, dlaczego Bóg nic z tym nie robi. Jednak nie czuję Jego obecności w moim życiu. Nie widzę już staruszka z białą brodą. Nie mam w sobie tyle siły, żeby naprawdę szczerze się do Niego modlić. Całe moje życie stało się rutyną. Wiem, że Bóg jest i tyle. Wiara w Boga to dla mnie coś innego niż wiara w Kościół i jego naukę. Umiem odróżniać dobro od zła, ale popieram między innymi antykoncepcję i invitro, które - zdaniem Kościoła - są niedopuszczalne. Według mnie Kościół powinien iść z duchem czasu i być dla ludzi czymś, czym był w dawnych czasach. Msze powinny być bardziej przystępne, porywające i ciekawe, dawać ludziom do myślenia, ale nie zniechęcać ich do wiary. Nikt nie powiedział, że wiara ma być łatwa. Wiadomo, że muszą być pewne restrykcje, ale wiara powinna dawać ludziom szczęście, a w obecnych czasach często tak nie jest.

Nadzieja
Nie chcę już nigdy mieć nadziei. Nadzieja jest czymś złym. Przygotowuje na pozytywny rozwój wydarzeń, na to, że wszystko będzie dobrze. A życie jest tylko życiem. Często nie jest dobrze. Czy nadzieja, to to samo co pozytywne myślenie? Jeśli tak, to ja nie chcę myśleć pozytywnie. Chcę myśleć realistycznie. Bo najgorsze uczucie jakiego doznałam, to niespełniona nadzieja. Pewnego dnia, po prostu przekonujesz się, że nie jest tak jak miało być. Życie to nie bajka, ani nie film. To, że nie jest dobrze nie oznacza, że za chwilę będzie lepiej. Zawsze może być gorzej. Trzeba uważać na to co się robi i jakie decyzje się podejmuje. Wszystko w życiu ma znaczenie. Dlatego "Efekt motyla" to jeden z moich ulubionych filmów. Każdy ma wpływ zarówno na swoje życie, jak i na życie innych. Trzeba wziąć to pod uwagę. Ja tylko raz w życiu "żyłam chwilą", nie myślałam co robię i teraz tego żałuję. Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze, a tu niestety... życie!


Miłość
Kto mnie naprawdę kocha? Chyba tylko moi rodzice. Dlatego o miłości nie wiem wiele. Czy kiedyś kochałam? Może. Nie wiem. Miłość nie jest rzeczą łatwą. To nie tylko romantyczne wieczory, kwiaty, prezenty, spacery. To przede wszystkim to, co jest w środku. Oddanie, poświęcenie, zrozumienie. Bycie ze sobą na dobre i na złe.
Mało jest wokół mnie dobranych par. Ale te pary są ze sobą, bo miłość jest ślepa i wydaje im się, że do siebie pasują. Nie jestem ekspertem od miłości, ale wierzę, że zakochać się można tylko raz na całe życie. Dlatego mam nadzieję, że ja się jeszcze nie zakochałam. Bo jeśli tak to ta miłość została zaprzepaszczona. Jestem kobietą, ale nie umiem mówić o swoich uczuciach. O miłości też nie. Może kiedyś się tego nauczę.




poniedziałek, 6 lipca 2009

Prawda, sama prawda i tylko prawda


"Everybody lies" jak ma zwyczaj mawiać Gregory House. To prawda. Ja w życiu też czasem kłamię (na szczęście nie nagminnie i nie nałogowo). Kłamię przede wszystkim samą siebie.
Czasem trzeba, żeby kogoś nie urazić. Można skłamać lub nie powiedzieć całej prawdy, co wydaje się tą lepszą wersją omijania prawdy. Kłamstwo nie należy do siedmiu grzechów głównych, bo gdyby należało, na ziemii nie byłoby świętych. Statystyki mówią, że każdy z nas kłamie przynajmniej dwa razy dziennie, przy czym w niektórych grupach społecznych ta liczba jest większa. Kłamstwo jest wszędzie. A już najwięcej jest go w internecie.
Dla mnie ten blog ma charakter terapeutyczny. Chcę pisać tu prawdę, samą prawdę i tylko prawdę. Chcę dzięki niemu zaakceptować pewne rzeczy takimi jakie są, nie zmieniając nic, ani nie ubarwiając. Może będzie to pierwszy krok do zmiany mojego życia na lepsze. Nie to, żeby było aż tak złe i wymagało ogromnych zmian. Chcę po prostu wykorzystać tę anonimowość jaką oferuje internet, do przekazania prawdy o sobie i swoich myślach, bo w życiu brakuje mi asertywności.

Zacznę od wypisania 10 rzeczy o sobie, które są absolutnie prawdziwie i o których zazwyczaj nie mówię głośno:
1. Nie umiem pływać.
2. W szkole byłam kujonem (to już minęło, teraz nie lubię się za dużo uczyć).
3. Ostatni raz na randce byłam ponad dwa lata temu.
4. Lubię, ale nie umiem gotować.
5. Kocham koty. Jeśli coś takiego jak poprzednie wcielenia istnieje, to myślę, że byłam kiedyś kotem.
6. Wydaje mi się, że nie umiałabym z kimś być w związku. Samotność jest dla mnie rzeczą normalną, związku z moim udziałem nie umiem sobie wyobrazić. Czyżbym miała zostać starą panną z kotem...?
7. Oprócz ambitnych filmów i książek, lubię proste wyciskacze łez. Lubię filmy na których płaczę czy to ze śmiechu czy ze smutku.
8. Jestem ciężko-kapująca.
9. Mam wielu przyjaciół bez których nie wyobrażam sobie życia. Są jednak dni kiedy jestem zupełnie sama.
10. Nie oczekuję, że ktokolwiek będzie czytał mojego banalnego bloga.

niedziela, 5 lipca 2009

Pierwszy post w życiu

Początki bywają trudne. Być może za miesiąc ten blog umrze śmiercią naturalną, bo stracę wenę, chęci i motywację, żeby tu zaglądać i coś dopisywać. Założyłam go przede wszystkim dla siebie. Chcę tu zamieszczać swoje przemyślenia odnośnie życia. Życia samotnej kobiety w wielkim mieście. Będę pisać z pewnością o samotności, blaskach i cieniach bycia singlem, walce o przetrwanie we współczesnym świecie i o innych sprawach, które uznam za stosowne. Uwielbiam sztukę, szczególnie fotografię, dlatego z pewnością nie zabraknie ich na tym blogu.