sobota, 8 sierpnia 2009

I have nothing.

Mam za sobą obecnie wiele przepłakanych nocy. Takich nocy z milionem myśli na minutę, które nawet jeśli są mądre, to zbyt skomplikowane, żeby je zapisać w świetle dnia. Płaczę z różnych powodów, głównie przez beznadziejność mojego życia i stratę Przyjaciółki. Po setkach wylanych łez wydaje mi się, że już wszystko rozumiem i wiem co zrobić, żeby było lepiej. Ale potem przychodzi świt i znowu nie wiem od czego zacząć zmianę swojego życia na lepsze. Chciałabym zaznać chociaż chwili prawdziwej radości i uśmiechnąć się szczerze, niczego nie udając. Mój problem polega chyba właśnie na tym, że udaję przed wszystkimi, że jest dobrze, a w gruncie rzeczy jest tragicznie. Przyjaciółka zawsze mi mówiła, że jestem słaba w porównaniu do niej. I że nie umiem zachować zimnej krwi przez swoją nadwrażliwość. Może miała rację. Jestem za słaba, żeby sama sobie pomóc, a jednocześnie zbyt silna, żeby ktoś mógł to zrobić za mnie, bo nie potrafię mówić innym o swoich problemach, chcę sama z nimi walczyć. Jej (Przyjaciółce) umiałam mówić, ale jej już nie ma w moim życiu. I tym to sposobem zamiast być coraz lepiej, jest coraz gorzej. Czasami wydaje mi się, że już gorzej być nie może, a potem wydarza się coś, co pokazuje, że może być...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz