piątek, 21 sierpnia 2009

Uliczni zbieracze















"Nigdzie nie zarobisz tyle co na ulicy", hmm... jakby na to nie popatrzeć, jest to prawda.

Lubię pomagać ludziom. Właściwie jest to jedna z rzeczy, które sprawiają mi w życiu prawdziwą przyjemność i odczuwalnie podnoszą poziom mojej serotoniny. Nie umiem odmawiać ludziom, którzy w widoczny sposób potrzebują pomocy. I nie umiem sama prosić o pomoc, gdy jej nie potrzebuję. Dlatego nie potrafię zrozumieć ulicznych oszustów, którzy podchodzą do ciebie, zajmują ci czas kiedy akurat biegniesz na autobus i podają się za dobroczyńców zbierających na biedne i chore dzieci, bezpańskie zwierzęta, hospicja, własną biedną rodzinę itd. Mają przygotowane odpowiedzi na wszystkie twoje pytania, umieją być przekonywujący i wzbudzać poczucie winy w tych wszystkich, którzy mają zamiar im odmówić.
Piszę tu o tym, ponieważ sama wielokrotnie padłam ofiarą oszustów, którym pomogłam, bo mimo że spodziewałam się, iż nie mają oni dobrych intencji, nie umiałam im odmówić, bo wiedziałam, że jeśli okaże się, że naprawdę potrzebują pomocy, to moje wyrzuty sumienia będą większe niż to poczucie naiwności, które teraz mam. Przez takich ludzi już nie wiadomo komu pomagać, a komu nie. Chyba jedyny sposób na takich oszustów to zachowanie zasady ograniczonego zaufania i wyrobiona asertywność. Zawsze można poprosić ich o adres rzekomej instytucji na którą zbierają i pomóc jej (jeśli w ogóle istnieje) w inny sposób.
Mimo to dobroczynność jest potrzebna. Potrzebni są też ludzi dobrej woli. Niestety z winy takich właśnie (nie tylko) ulicznych oszustów, dobroczyńców jest coraz mniej.

"Dobroczynność nie polega na dawaniu kości psu. Dobroczynność to kość dzielona z psem wówczas, gdy jesteś równie głodny co on." Jack London

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz