poniedziałek, 3 sierpnia 2009

Z życia singielki cz. 1, czyli imprezy rodzinne

Jako wzorowy singiel mogę stwierdzić, że niełatwy etap życia samotnych, to czas przydługich imprez rodzinnych, kiedy to babcie i ciocie zaczynają zadawać niezręczne pytania typu:
"Dlaczego jesteś sama?",
"Masz kogoś?",
"Kim on jest?" (bo jest na pewno, czyli pytania z serii "nie musisz nic mówić, my odpowiemy za Ciebie"),
"Nie możesz być taka wybredna, weź sobie kogokolwiek!". ("Weź", Boże jak to brzmi...)
A później zaczynają się domysły: "Może zostaniesz zakonnicą?", "A może wolisz dziewczyny" (OMG!) i tłumaczenie, że samotność to najgorsze co może spotkać człowieka (przecież to tylko twoja wina, że jesteś sama, tylko twoja). Wolę przytaknąć niż zagłębiać się w zawiłe historie mojego życia uczuciowego, które doprowadziły do tego, że obecnie jestem sama. Później co gorsza zaczyna się tak zwane "swatanie", tak zwane, bo normalnym swataniem to tego nazwać nie można, jego efekty są zazwyczaj tragiczne. Tym sposobem imprezy rodzinne zamieniają się w koszmar w momencie gdy następują nieuniknione "porady rodzinne". Wcześniej też nie jest wesoło, bo zestresowana czekam tylko na słowa :"chłopak", "ślub", "dziecko", "randka", "zaręczyny", które wcześniej czy później pojawią się w każdej ludzkiej rozmowie i które prowadzą do lawiny porad, pytań, lamentów i opowieści o marnych życiach ludzi, którzy skończyli jako samotni dziwacy i z których wynika, że już nawet desperaci, seksoholicy i nimfomanki mają lepiej. No cóż...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz