czwartek, 8 października 2009

















 Czy od miłości można się odzwyczaić? Czy kiedyś przychodzi taki dzień kiedy przestajemy tak po prostu tęsknić za ciepłem, uznaniem i poczuciem bezpieczeństwa oraz oswajamy się z samotnością? Ponoć do wszystkiego człowiek jest w stanie przywyknąć.

Dzień zaczynam od tostów i kawy. Później cały dzień biegania po mieście, wieczorem ewentualnie nauka i padam ze zmęczenia. Zasypiam szybciej lub wolniej, nie zastanawiając się nad tym gdzie obecnie może być moja druga połówka. Ostatnio zaczęłam zauważać, że samotność jest dla mnie rzeczą tak zwyczajną, że już mnie nie dziwi i coraz mniej przeraża. Ewidentnie nie wróży to dla mnie dobrze. W związku z początkiem roku akademickiego coraz rzadziej jestem tak naprawdę sama - współlokatorzy wrócili i teraz zawsze ktoś jest obok. W porównaniu do wakacji, otacza mnie tłum ludzi i wystarcza mi to, że są. Każdy z nich ma co prawda swoje sprawy i raczej nie zauważa szczególnie mojej obecności, ale ja zauważam ich. Przynajmniej jest się do kogo odezwać.
Kiedyś umiałam marzyć. O tak! Ze wszystkich rzeczy na świecie, to wychodziło mi najlepiej. Teraz już nie umiem, bo życie mnie nauczyło, że jeśli się zbyt rozmarzę, to za każdym razem dostaję porządną nauczkę i kubeł zimnej wody. Oczywiście czasami jeszcze mi się to zdarza, ale zazwyczaj na marzeniach się kończy. Ciężkie czasy dla marzycieli.
Tak czy inaczej, nie chcę przyzwyczajać się do samotności, ale to właśnie się dzieje. Chcę umieć marzyć, ale odganianie rozmarzonych myśli stało się moim odruchem bezwarunkowym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz